środa, 19 września 2012

Wiecej niz polroku, niespodziewanie,  bo sie nie spodziewalam... A teraz ciagle mysle, troche mnie to przesladuje , ze zaraz wracam. Tylko jak... Podjelam ta decyzje, jakis okolo rok temu. Powiedzenie tak, gdy tylko o tym uslyszalam zajelo mi mniej niz jakies 10 sekund. i zaczynasz widziec, ze te decyzje, najwazniejsze z reguly w Twoim zyciu, pozornie trudne i zatrwazajace, podejmujemy w mniej niz to 10 sekund... A w sumie co mozesz zrobic jeszcze w te 10 sekund, mozesz zjesc, pomyslec, powiedziec, podejsc, podbiec..Ale zastanawia mnie, ze praktycznie zadna z tych rzeczy nie zmieni tak Twojego zycia, jak ta decyzja....Mnie zmienila...
Wyjechalam, plakalam `pierwszy miesiac i chcialam zaraz wrocic... A teraz ,jasne to ciagle jestem ja, ta walnieta, nienormalna. Tylko , ze wyjechalam ja studentka,i wroce tez jako studentka , bo wracam na uczelnie. Tylko bogatsza, znacznie bogatsza i gdzie tam pieniadze... nie pieniadze, ale to wszystko, co tu poznaje, poznalam. I to, ze przeskoczylam granice , ktore sobie wiecznie stawialam. Granice niewiary...niewiary we mnie i to bylo to, co mnie blokowalo... Ta niewiara dawala mi wierzyc , ze jestem niczym, jednostka niezdolna do dokonania czegokolwiek...I mowie po hiszpansku...
Wlasnie weszlismy , zakradlismy sie w ta epoke, ktora moe byc najbardziej doskwierajaca ze wszystkich....Epoke upalu, ktory sprawia, ze pot jest dokladnie w kazdym zakatku Twojego ciala, lacznie z rzesami, brwiami i paznokciami.... Plona lasy, co mnie bardzo przeraza, wylaczaja Ci wode na jakies 7 minimalnie godzin dziennie... Wiec pot jest jeszcze bardziej wszedzie, a Ty nie chcesz robic nic innego tylko pic mate(cudowne), lezec w lozku(ktore potem jest mokre, przez pot), lub spac, co jest praktycznie niemozliwe przy tym upale... I jak mozesz myslec, jak Twoje cialo nawet nie chce chodzic:)
W niedziele wrocilismy kompletnie wyczerpani z Corumba.... I co Cie tak wyczerpalo zapytacie pewnie????
I mysleliscie, ze kiedykolwiek bylo Wam goraco w polskie chlodne lato.... Odpowiadam: NIE.....
Wiec niemozliwe jest to przekroczenie granicy z Brazylia, gdzie wszystko zmienia sie o jakies.. 100 procent. wierzcie mi.. Ladnie, czysto, uporzadkowanie, sliczne kolorowe domki, inna architektura .. I wiecie , inny klimat...
Narzekam na goraco w Boliwii, w Santiago, a to jest nic .... I dodajcie jeszcze komary, ktore obsiadaja Cie w mniej niz 3 sekundy, kiedy w nocy wyjdziesz na zewnatrz, bo jako bialaska w ciemnosciach komary widza mnie lepiej, jestem dla nich jak swietlista luna swiatla...
No i to goraco, w ktorym mielismy po 2, 3 czasem nawet 4 koncerty dziennie, czesto na ´swiezym(wzglednie) powietrzu.....Zabily Nas!!!!!
Zabily mnie, matko nigdy nie musialam byc bardziej odpowiedzialna... Obiecuje... i nigdy nie musialam bardziej rozumiec portugalskiego, ktorym toz jezykiem nie wladam kompletnie...
Wiec prawie umarlam.. Odbior koncertow mielismy doskonaly. Zaoferowali prace na przyszly rok, ale niestety musialam odmowic... Tylko zmeczylo mnie to jako mnie, odpowiedzialnosc przygniotla... A dzieciaki byly strasznie, niewyobrazalnie straszne, i krzyczaly na mnie ciagle... A to ja bylam to najbardziej umeirajaca z goraca( no , ale dobra rzecza bylo to pyszne, brazylijskie pìwo, ktore doskonale ugasilo nawet najgorsze pragnienie):)
No i sie zalamalam potem oczywiscie na maxa, nie chcialam wracac do szkoly. W sumie , az do wczoraj....
BO WYGRALISMY TEN KONKURS , TAK CIESZE SIE I BEDE, BO TO JEST JEDNA Z TYCH NAJLEPSZYCH SPARW MOJEGO ZYCIA.......
Bo duzo sie pozmienialo...
I wtedy to. Telefon i nieprzerwany krzyk radosci , dreznie rak, bieganie od domu do domu, od szoly do szkoly, spiewanie hymnu polskiego i gaude mater tez. I ta neiokielznana zwariowana radosc na maxa... I nie chodzi o pieniadze... Znowu to powiem, ale chodzi o mnie, ze wszystko juz rozumiem. Ze mam to... Tylko wtedy mnie to dopadlo, brak Was, ze nie moglam dzielic z Wami w pierwszej chwili, ze podzielilam sie ze wsyztskimi, nawet z tymi, ktorymi nie znalam i nie moglam z Wami, to mi zrobilo przykrosc, taka, ze nie moglam spac cala noc podrozujac do Sta Cruz z Santiago po to, by dzis rano odebrac nagrode...
I w sumie nadal w to nie wierze, ze dalam ta rade... Bo byli super , moje dzieci , byly niesamowite.
Tylko potrzebuje wakacji, takich wiecie, bez uczenia... Wy je juz konczycie, a ja nawet nie zaczelam. Ale nie narzekam i nawet nie chce mi sie nigdzie podrozowac z mojego domu w Sntiago...Bo picie mate , udawanie, ze mnie nie ma w domu, chociaz wszyscy i tak wiedza , ze jestem... A czasem udawanie , ze nie istnieje i uciekanie przed rodzicami dzieci, to jest wlasnie to...
No i w Corumba przystojny brazylijczyk uczyl mnie tanczyc, bo brasilleros sa naprawde przystojni...
A teraz ide spac, bo chyba zapomnialam o spaniu ostatnio...
I wraca rano swietowac do Santiago:)
Chau(czyli ciao)

piątek, 24 sierpnia 2012

Z oczywistosci o sobie tylko dwoch jestem pewna. Tego , ze mam niebieskie oczy, ktore zmieniaja swoj kolor w zaleznosci co na siebie wloze, i tego , ze jestem kobieta. I wlasnie ta kobiecosc, cos tak oczywistego czasem mnie przerasta... Nie mialam pojecia, ze tak zwany zespol napiecia, moze wyzwolic z Ciebie taka wiedzme!!!! Wierzcie mi , nie chcielibyscie byc przeze mnie uczeni , w taki dzien. Problem polega na tym, ze mozna zapanowac nad emocjami, ale nad hormonami?? Zapomnij.... no , ale sie staram... Tylko mi czasem nie wychodzi, szczegolnie gdy pracuje z szczegolnie opornymi na wszystko dzieciakami, ktore mysla , ze wiedza wszystko najlepiej na swiecie...Strasznie mnie to wkurza, ale ucze sie swojej cierpliwosci
No, ale co u mnie?? Raczej bosko, chociaz pracy wiecej niz zwykle, wszyscy cos chca, cos podpisuj, zalatwiaj, chodz na jakies zebrania i udawaj, ze Cie to interesuje... A ja chcialabym sobie popodrozowac 2 minuty, i poznac ten super dziwny kraj:)
Ale to w sumie nie bylo to co u mnie... Jestem na skraju wyczerpania kaszlem, ktory zabija mnie od miesiaca i jestem w trakcie terpaii mrowkowej na alergie, to znaczy, ze codziennie robie sobie sama zastrzyk, no i tak malutka igielka nie boli, ale to co wewnatrz piecze jak jasna cholera, ale jestem dzielna...No i pomimo wyczerpania i tego, ze juz powoli nie mowie(choroba nauczycielska) w przyszly czwartek wyjezdzamy na Festival de Temporada, no i jestesmy troche w dalekim polu.. Wszystko byloby okej, gdyby nie to, ze 1- szego wrzesnia w Santa Ana mamy nagranie konkursowe... Tak konkursowe... I to sprawia: ZE STRASZNIE DENERWUJE SIE JAK CHOLERA!!!!!!A DZIECIAKI IM BARDZIEJ SIE DENERWUJE TYM BARDZIEJ SA NIEZNOSNE... i wcale nie pomagaja....Ale dam rade, zobaczycie, nie wygramy, ale postep jest zatrwazajacy...
I wiecie co ostatnio nie bylo pradu... Wylaczyli go o jakiejs 19, a wlaczyli po jakis 2 h i to bylo absolutnie boskie(oprocz tego, ze 7 letnie dzieciaki wzniecily ogien na boisku, i nikt oprocz mnie nie zareagowal... ogien na boisku!!!!), wyobrazcie sobie brak swiatla , na takim krancu swiata. Zupelna ciemnosc, wszechogarniajaca, i wtedy to niebo jest jeszcze bardziej przytlaczajace swoja pieknoscia, widac(jezeli masz super wzrok) kazda  gwiazde. I to jest boskie, i w takiej chwili przemija mi zlosc, i smiejac sie i zabijajac prawie o kazdy kamien idziemy na Plaza , by pic sode. I jest strasznie smiesznie...I czasem siedzimy tak wymyslajac cholerne glupoty, opowiadajac kawaly do poznych godzin nocnych, tak wlasnie to wyglada. To jest Boliwia, moja Boliwia strasznie mnie wkurza tu wiele spraw, nienawidze byc wiedzma, i to, ze jestem najmlodszym nauczycielem, a musze byc najbardziej odpowiedzialnym i nikt niczego za mnie nie zrobi..
A co do rzeczy super, to ostatnio jezdzilam konno!!!!!! Oj tak, i co myslicie , ze to jest takie latwe bez siodla?? Nie jest, poobijalam sie troche, bo step to dla mnie zbyt wolno i zbyt nudno. Pojechalam z chlopakami lapac konie, tzn. ja nie lapalam, bo lasso to jeszcze dla mnie zbyt harda szkola jazdy, ale czekajcie, jeszcze mnie zobaczycie z lasso i bedziecie zazdrosni...
No i inna ostatnia juz sprawa.... Nie znosze tych prawdziwych cowboys!!!Madre Mia!!! Ten typ 'prawdziwego macho' , ktory mysli, ze o jego meskosci decyduje ilosc kobiet, z ktorymi byl w swoim zyciu. Chodzi w tym przekletym kapeluszu , ocieka potem , smierdzi koniem, z reguly nie uzywa koszulki jako czesci odzienia... ma te super spodnie do jazdy na koniu i buty z tym co nie wiem jak sie nazywa, posluguje sie lasso lepiej niz na filmach, jezdzi na koniu z predkoscia swiatla, przez ten kolor skory ma bardzo biale zeby , i boski usmiech... No i lubisz tych ludzi, no i wszystkie sie w nich kochamy, bo sa kompletnie mescy , jak z filmow, i bardzo silni...Maja tez te ogromne , ogromniaste lapska, i przedramiona, jakich w zyciu nie widzialam, a Pudzian wysiada, no i sam fakt, ze zarabiaja na zycie w taki sposob... pojedynczo sa super... Ale , gdy zbiora sie w grupe, to chron Nas Panie!!! Potrafia w 4 wypic 7 butelek whisky w jedna noc, a co najgorsze jezdza na koniach siejac postrach, umawiaja sie z matkami swoich dziewczyn...
A wiecie co jest najgorsze.......
CALA WIOSKA ZAWSZE O WSZYSTKIM WIE!!!
Wiec , nawet jak zachowujesz pozory, to i tak wiedza:)
Dziwne, ze mnie jeszcze lubia i akceptuja, nie jestem bardzo niegrzeczna, ale na pewno nie jestem uosobieniem misjonarki katolickiej:)
Buziaki moi Mili do zobaczenia juz wkrotce:)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Uwielbiam to , ze czuje , ze zyje. To wszystko tu nie zawsze jest latwe i kolorowe, czasem jest najtrudniejsze na swiecie, ale jestem tu i uwielbiam to uczucie bycia tutaj, ze czuje sie jak w domu. Gdy podrozuje przez droge do Kathryn, gdy biegam jak szalona za krowami, gdy czyszcze obore, gdy dre sie w nieboglosy , gdy ide spedzic z przyjaciolmi Camba kolejna , dluga noc na placu, gdy idziemy zrobic serenate i spadaja te piekne gwiazdy , a ksiezyc swieci tak mocno, ze mimo pozniej pory wcale nie jest ciemno. Tylko czasem zastanawiam sie dlaczego nie moglam tego poczuc z Wami? Tylko musialam wyjechac , az tutaj , na koniec swiata. Musialam zastesknic, by poczuc sie wdzieczna, ze Was mam bez wzgledu na wszystko... i co z tego , ze nie piszecie? Rozumiem to, wierzcie mi... lepiej niz moze Wam sie wydawac.Budujemy sobie zycia, budujemy sobie swiaty. Ja po tych 5 miesiacach zbudowalam od podstaw swoj, w kompletnie nieznanym, ktore teraz absolutnie kocham. I to nie jest tak, ze za Wami nie tesknie, albo o Was nie mysle. Wystaczy podmuch wiatru, zapach, piosenka, zebyscie wracali. Wystarczy, ze zamykam oczy, by Was zobaczyc. Tylko czase bije sie z myslami, ze soba, gdy tylko pomysle o powrtocie. Z jednej strony niczego bardziej nie pragne, zeby znowu Was zobaczyc, a z drugiej to znowu zlamie mi serce... bo uwielbiam jak mowia na mnie Asita...

W ogole jest po Fiesta del Pueblo... No i zareczam Wam, to bylo ponad tygodniowe, absolutne PARTY HARD... Nadszedl czas by objasnic Wam ABUELOS... W tlumaczeniu na polski znacyz to dziadki.. ale o co chodzi??? Dokladnie jak zwykle nie mam pojecia. Jest to bardzo stara tradycja z poczatkow miasta
(taaaaaa) , ktore ma 258 lat. Gdy Jezuici przybyli do Santiago, nie wszyscy chcieli poddac sie wierze katolickiej. Tzn. poddali sie  z przymusu oczywiscie, ale by sprzeciwic sie w jakis nieraniacy kosciol sposob przebierali sie w maski( symbolizuje to , ze nie sa w kosciele naprawde, rozumiecie symbol maski mam nadzieje??) , takie grzechotki na kolanach , chusty na glowach i tanczyli de la madrugada ( o swicie), przy towarzyszacym im rytmie bebnow, by obwiescic mieszkancom fieste... Czyli jakies 2 tygodnie przed fiesta, nie za bardzo moglam spac, gdyz codziennie o 4, moje chlopaki tanczyli abuelos. Wiec sobie nie pospalam...No i to bylo niesamowicie zabawne, sposob w jaki tancza i te rytmy bebnow , ma w sobie ten rodzaj boliwijskiej magiii... no i w koncu nadszedl dzien fiesty... no i to bylo picie od rana do wieczora... Moglabym sie dzieki nim czuc najkochansza osoba na swiecie, gdyz mialam dziennie jakies 5 propozycji malzenstwa, od ludzi w kazdym wieku.. W ogole dla tych ludzi, nie ma roznicy, czy zaczynaja pic o 8 rano, czy o 8 wieczorem... i czy czysty alkohol 96 procent, czy piwo...Tak to tu jest, taka kultura, a praca wre. Jest sporo klopotow, dosyc powaznych, o ktorych nie chce tu pisac, ale moge powiedziec, ze w pewnym momencie zabili mi dusze , ale ja odbudowuje, odbudowuje siebie i daje rade i pracuje bardziej niz zwykle znowu, bo zbliza sie wycieczka do Corumba w Brazylii, a w ogole to w promocji telefonow wygralam komorke, bo tanczylam i jestem gringa... i buziaki

środa, 11 lipca 2012

Wiec co mozecie spytac? Wiec Wam powiem... Pojechalam sobie i aktualnie od niedzieli jestem w Santa Cruz, poprzedni tydzien byl absolutnie ciezki, mozna powiedziec ,ze warsztatowy proby od rana do wieczora, ale maja to moje dzieciaki ... sa boskie:) ale zawsze moga zapomniec przez to, ze siedze sobie tu w santa cruz.. no , ale jak wiecie nie doczekalam sie jeszcze parwdziwych wakacji i przywiodly mnie tu bardziej interesy i dentysta niz chec rozrywki... ktora jak zwykle moge sobie zapewnic...
Wiec w poniedzialek pierwszy dzien naszego pobytu to z rachel postanowilysmy zarobic pieniadze na Plaza 24 de septiembre .... Spiewajac, jakby ktos chcial pomyslec cos innego. Wiec spotkalysmy jeszcze 3 inne osoby i postanowilismy wziac sie do roboty... no ,ale trzeba bylo wymyslic kartke, z zabawnym napisem , by zwabic klientele... wiec wymyslilysmy : Zbieramy pieniadze na powrot naszej profe do Polski.. i okej... tylko nie mialysmy gitary, wiec wystep nie byl czesto zauwazalny... ale to nic , bylo smiesznie, bylo zabawa.... i wtedy zrozumialam definicje ´polaczka´... spiewalam piosenke po polsku i podszedl do mnie ow´polaczek´mowiac zcesc , jestem z polski... Bylam tak zdziwiona , ze ciezko bylo mi sklecic ladne zdanie po polsku i mowie mu , ze jestem troche zakrecona tymi jezykami i czasem wszystko mi sie myli, a on na to , ze siedzi tu 3 lata i nie zapomina ani na chwile.. Probowal mnie podrywac na polaczka, mowiac jak to sie stesknil za ta slowianska uroda i bla bla bla... spytalam go , czy mowi po hiszpaansku,c zy angielsku.. powiedzial , ze nie ma czasu sie uczyc, na co ja odpowiedzialam okej... I zaczynalo sie robic dziwnie i wtedy dal jakies 50 pesos jakiejs beidnej kobiecie i powiedzial , ze ma pieniadze, wiec jak bedzie chcial to ona moze dla niego nawet zatanczyc.... Matko, nawet nie wiecie jak mi sie zrobilo przykro... spotkac kogos , po takim czasie, a okazuje sie kompletnym frajerem... no bylo mi przykro... Ale a ´propos polski, ostatnio zawirtal do santiago Andre, ktory jest brazylijczykiem z rosyjsskim ojcem i polskim nazwiskiem i byl w polsce... to jest takie mile jak mozna cos takiego zobaczyc...
A dokanczajac wieczor spiewania na plaza zarobilysmy 40 pesos, ktore wydalismy na hot dogi i sode, a ponad to bylam takze w boliwijskiej telewizji ulicznej i spiewalam piosenki po polsku, wiec mozna rzecz , ze jestem nawet nawet slawna...No i spotkalam Slowakow, urocza pare autostopowiczow, ktora je smieci . Wiecie ta moda na : SUPERSHOPPING!  I wyobrazcie sobie, ze dziewczyna tego chlopaka zlapala na stop lodz do ameryki poludniowej... nie zartuje.. ludzie sa magiczni
no i naprawde ogromna radosc sparwia mi tlumaczenie kawalow na jezyk boliwijski, to jest czad...
I wiecie co jeszcze.... jakis czas bardzod awny temu pozyczylam Cortazara ´gre w klasy´. Tu przeczytalam ja powtornie... Po tym jak rok temu bylam stopem w Paryzu, a teraz jestem w Ameryce Poludniowej... i rozumem co to znacyz pic mate... jak sie robi mate, albo mate ze sprite... rozumiem pojecie siesty i tego jak wszystko zamiera. To jest zupelnie inna glebia... To jest zapach papierosow, poludniowoamerykanskiej pryczy, zimnej mate , gdy jest okropnie goraco i musisz brac prysznic co 2 minuty... To jest wlasnie to. To jest wlasnie to miejsce , i ta ksiazka , ktora tak doskonale dociera do mojej duszy.... To byly po poludnia, kiedy bylo jeszcze cieplo... Teraz umieram, jestem tak zwana resfriada, czyli fatalnie przeziebiona.. cale swoje oszczednosci wydaje na chusteczki higieniczne....
Ale uwielbiam tez ta pogode troche dlatego, ze przypomina mi nasz polski listopad .. i dzieku temu czuje sie jak w domu.. mimo, ze tesknie bardziej... czuje , ze tu jestescie... Macie czasem tak , ze nawiedzaja Was wspomnienia, lapia Was ... ja tak mam ciagle ide i je lapie i je mam i czasem nie moge uwierzyc, ze to wszystko przezylam... i te sny, przez ktore nie chce sie budzic, bo w koncu moge z Wami porozmawiac... oj tak... tak tu jest... a wy sie trzymajcie:) A ja tez bede , bo die zaraz do dentysty:)!!!

czwartek, 28 czerwca 2012

Czy to doroslosc, gdy chcialbys zostac te 2 minuty dluzej , zaglebic sens zycia, a musisz isc do pracy?
Czy to doroslosc, gdy musisz pohamowywac ten wewnetrzny niepohamowany smiech. I zachowywac te wszystkie emocje kompletnie w srodku(co jest trudne, gdy jest sie mna i cierpi sie raczej z nademocji. niz niedoemocji). Dostosowujesz sie jednak i nawet nie zauwazasz ile rzeczy zostawiasz za soba i ile Cie omija... DOROSLOSC POCHLANIA....!!!!
Mnie zaczyna, ale staram sie nie poddawac jej calkowicie, walcze. Wciaz nie moge wyobrazic sobie siebie przybierajacej nienaganny uniform, nakladajacej maske swietego spokoju, nieunoszonego glosu i stawania na glowie, by wszystko bylo idealne i by wszyscy sie usmiechali, nawet gdy nikomu nie jest do smiechu..
I moje mysli.. duzo tu mysle, tylko czasem one kompletnie mnie omijaja, ida swoja sciezka, a mnie zostawiaja z glowa pusta i, gdy zapytasz o czym mysle, to naprawde nie mam pojecia. A czasem mnie wszechogarniaja jak sur, zjadaja zywcem i wtedy nikt nie jest w stanie wyrwac mnie z mojego swiata. Ze swiata spod koldry, kiedy sobie wyobrazam, ze gdy spod niej wyjde, znajde sie w Waszym swiecie. Ale sie nie znajduje, wiec stawiam czola, twarzy, ciala mojej codziennosci. Tak to wlasnie jest. I jest tu teraz piekna pogoda... Nazwalabym to `podgoda majowa`, kiedy nie jest cieplo, ani zimno , tylko doskonale. A jak jest Ci za goraco to wieje ten cudowny orzezwiajacy wiatr. Wiec mam wrazenie, ze stanie sie cos dobrego . I staram sie w to wierzyc, bo poki co jestem troche wykonczona.. a nawet troche bardzo, ale dzieciaki zaczynaja wakacje, 2 tygodniowe ferie, wiec moge liczyc na 5 dni swietego spokoju, zaraz po tym jak bede harowac jakies 10 godzin dziennie, by nadgonic material:)
ALe jestem dumna z mojego choru... Kurcze dla Nas `ave verum corpus`to cos na jedna probe, jestesmy przyzwyczajeni... A dla nich, dla choru gdzie najstarsi maja 15 lat, to jest utwor na miare schoenberga... wierzcie mi i zwazcie na to, ze najtrudniejsze rzeczy jakie spiewali , byly to trzyglosowe proste chiquitano utwory...Wiec mozna rzec , ze dokonalam polcudu... oj tak. jest radosc... Ale pedze dalej , bo jak zwykle tysiac spraw do pozalatwiania w 20 minut!! Trzymajcie sie:)
PS: nie mam juz wszy:)

wtorek, 26 czerwca 2012

Mialam ostatnio gosci na swojej glowie... i to nie byle jakich... Zaczelo sie od tego, ze pewnego dnia mowie do K. : `kurcze strasznie swedzi mnie glowa, chyba pierwszy raz w zyciu mam alergie na glowie`... wtedy ona powiedziala`nie , nie, nie moje droga to nie to, zapewne masz wszy`. I wtedy ogarnelo mnie obrzydzenie, polaczone ze strachem i checia zemsty, odwetu, morderstwa na robaku!!! Na szczescie jest na nie bardzo latwy sposob. Mianowicie(tu zapamietajcie, jezeli kiedykolwiek udacie sie do Boliwii moze Wam sie przydac) 96 procentowy alkohol, a potem 5 minut z workiem na glowie , smierdzac jak stary zul...ale pozbylam sie ich.. Dzisiaj postanowilam zrobic czyszczenie wtorne dla pewnosci i po nich ani sladu, jednak wlalam sobie troche spirytusu do oczu... oj bolalo... Zastanawialam sie tez, ze wszy powinny wydawac jakies odglosy, jak swierszcze, muchy, albo komary... Potem jednak stwierdzilam, ze w kraju takim jak ten wszyscy dostali by na leb, poniewaz jakies 96 procent spoleczenstwa ma wszy... No i to sa wlasnie uroki pracy z dziecmi, ktore sie do Ciebie przytulaja, ale to nic po prostu poczulam sie jeszcze bardziej zzyta z tym miejscem...
Ostatnio zauwazylam jak bardzo zmienilo sie dla mnie to Santiago od czasu , kiedy tu przyjechalam.. Jak zupelnie inaczej na nie patrze, jak jest wazne... Moje pierwsze tygodnie byly strasznie i chcialam po prostu wrocic do domu, rzucic to wszystko i byc z Wami na wieki wiekow, amen.. I tesknie czasem za prozaizmem, za takim zwyklym zyciem... za telewizja , za obejrzeniem glupiego serialu, za zjedzeniem zupki z paczki, albo takiego jakies mojego ulubionego dania, za marudzeniem na studia i na to ajkie sa beznadziejne, za studiowaniem... za byciem po prostu nikim posrod tlumu... i za Wami , nie jestescie prozaiczni wierzcie mi, tesknie za kazda glupia mozliwoscia rozmowy z Wami i za tym,z e mnie znaliscie i pozwalaliscie na wiele rzeczy... I obiecuje, ze do Was wroce.. Mimo tego, ze teraz mieszkam na `Przedmiesciach Paradise`. Tak bardzo pasuje to okreslenie... I nie zawsze sie z tym zgadzam, ale tak mozna tu sie czuc, wszystko zalezy od nastawienia.. Ludzie tu przyjezdzaja i zastanawiaja sie co robi ta gringa na koncu swiata,posrodku nicosci... i tak tez mozna to postrzegac.. mozna mi wspolczuc, ze moj kraj jest tak daleko, ze nie ma tu Was, ale mozna mi zazdroscic... Czego? Tego np. ,ze gdy chce sie napic herbaty z cytryna po prostu podchodze do drzewa i ja zrywam, albo zjesc banana... albo napic sie swiezo zrobionej , pachnacej kawy, albo isc na msze i spiewac moja ulubiona piosenke w indianskim jezyku, albo ogladac filmy w domu , w ktorym sprzedaje sie mieso z martwa krowa wiszaca na haku, albo lezec w hamaku.. I ostatnia sobota, kiedy spalam w domu Kathryn i tym razem wstalam razem z Rachel na dojenie przed 6 rano... i powiem Wam to bylo absolutnie, kompletnie cudowne... Stodola z widokiem na gory i slonce, ktore wschodzi i oswietla wszystko tym cudownym pomaranczowo -czerwonym kolorem, i 14 wyjacych krow, ja w kaloszach z kawa w rece z mlekiem prosto z wymiona i czujesz sie w takich momentach , ktore moga byc takze prozaiczne najszczesliwszy na swiecie... To jest niepojete co ja codziennie widze z okna, co ja tu robie... a potem podjechalismy na mirador, a potem sama sprzatnelam obore stojac po kolana w gownie i naprawde, naprawde bylam szczesliwa... A wieczorem Fogata z okazji sw. Jana i przetanczylam pol nocy , lamiac przy tym meskie serca.. i czasem marudze, czasem narzekam, ale to jest to miejsce...Moje miejsce i staram sie oddac Wam chociaz mala jego czastke... I niedlugo przyjedzie Padre Piotra, co mnei troche przeraza, bo ludzie klna tu po polsku, a ja nie wiem dlaczego i spiewaja zima na ramiona moje spada... To jest wlasnie moj diabelski wplyw, angel de infierno... tak o mnie mowia, i troche w tym prawdy.. Za tydzien dzieciaki zaczynaja 2 tygodniowe wakacje no i troche sie martwie , bo przez zawody sportowe jestesmy w dupe z programem, ze sie wyraze, na maxa.. Ale to nci musze byc tylko spokojna...  I wiecie co znowu mi sie snicie, i jestem przekonana ,ze wrocilam, a potem widze swoje nniebieskie sciany i okazuje sie , ze nie..ze to po prostu moje boliwijskie loze....I wtedy mysle, styczen przyjedzie lada dzien i zjawie sie ja w alpakowym swetrze z nareczem nikomu niepotrzebnych prezentow, z miesniami ktorych nikt sie nie spodziewa nawet ja, a one rosna... buziaki napiszcie mi w koncu te cholerne maile!

środa, 20 czerwca 2012

Myslicie , ze boje sie okropnych pajakow , wielkich os, czy skorpionow, czy wezy(no ich moze sie troche boje), czy glowy swini w lodowce Kathryn!!! Otoz nie... Boje sie ... uwaga gesi... I to nie jest taki strach, ze sie boje tylko(moze czytaja to takze Ci , ktorzy pamietaja moj paniczny lek przed kotami), no to , to jest wlasnie ten rodzaj panicznego leku... ale wszystkim jest do smeichu, wiec siedze np. przez 15 minut w zamknietej lazience i nie chce wyjsc... a wczoraj Joe zalozyl jej jeszcze na szyje moj pasek , no i cholera to jest smieszne, ale zalamalam sie i ucieklam z domu Kathryn, na szczescie zaczeli mnie gonic i przepraszac, wiec widzicie martwia sie o mnie i zaczynaja mnie kochac:) Ale lubie patrzec na gesi lecace, a lek wynika z tego , ze nie moge ich zdepnac jak tarantuli , czy skorpiona!
I chyba, nie chce sie mylic, ale nie napisalam Wam tej boskosci, a propos arcyciekawych boliwijskich ciekawostek... zgadnijcie ile tu sie placi za wode, za miesiac... no sprobujcie najpierw w glowie.......................................................................................................( to jest miejsce na myslenie!!!)....
wiec 20 bolivianos, czyli w przeliczeniu, jakies 10 zlotych ... wyobrazacie to sobie, ja nie moge, a woda jest najlepsza na swiecie...
i to byla pierwsza... a druga:
JEzyk Gwizdow....
Kiedy tu przyjechalam myslalam, ze gwizdza na mnie , bo jestem dzida... no i tto tez, ale teraz nauczylam sie rozrozniac wiele rodzaji gwizdow... Mianowicie... moga na Ciebie zagwizdac, ale dzida...Ale moga na Ciebie zagwizdac `chodz tu`, albo `gdzie jestes``albo`co robisz `, albo moga zagwizdac na krowe, albo ,zeby kogos draznic, co czesto robia, bo gwizdza bardzo glosno i to moze byc drazniace, ale to jest niepojete, ze oni naparwde to rozrozniaja i ja zaczynam, naprawde, juz rozpoznaje gwizdy moich chlopakow , albo rachel i wiem, ze to nie ci inni:)
I czuje sie jak nastolatka, jakbym znowu wrocila do tego czasu, te cudowne wieczory , pelne beztroski... gdzie gramy w uno na srodku placu, albo ganiamy sie, uciekamy przed soba, bijemy sie, smiejiemy, zartujemy ciagle... i rozumiem zarty,i czuje sie czescia wspolnoty mojego miasta, chociaz czasem to co oni tu wyprawiaja jest niemozliwe.. Ostatnio pobily sie dwie kandydatki na burmistrza Santiago... Tak, wlasnie ta droga rozwiazuje sie tutaj konflikty...
aha i w zeszlym tygodniu nikt nie przychodzil na zajecia , bo byla Fiesta de San Antonio, takie imieniny ulicy... Ktore objawiaja sie tym, ze wszyscy pija przez 4 dni i bawia sie w dyskotece na terenie kaplicy... Zapraszam, bylam i polecam, ale mimo to przychodzilam na zajecia!!!
No i Boliwia to chyba jeden z niewielu krajow, w ktorych mozesz kupic alkohol w worku na litry... zapraszam:)
No wiecie co jeszcze jest wzglednie boskie, a raczej dziwne, magiczne... Jak przychodzi sur.... Koguty pieja wczesniej... ale jest powiedzmy jeszcze cieplo.. i nagle zupelnie niewiadomo skad przychodzi taka kompletniewszechogarniajaca , kompletnie absolutnie zimna mgla i ona pochlania wszystko, wchodzi Ci w dusze i stajesz sie smutniejszy,a le mimo wszystko , ma w sobie to zachwycajace piekno!!!


A ten zeszly tydzien byl dla mnie bardzo ciezki, chcialam wracac do domu, ale wiem , ze nie moge i w ogole i nie wroce przeciez!!Ale nagle nastapilo przebudzenie mojej milosci do swiata i ludzi, tego miejsca. I wszystko przez to, ze gdy mknelismy rozklekotana toyota, by zajac sie nowonarodzonym cielaczkiem zobaczylam to niebo... i znow moge oddychac i lakne na nowo... i mam przyjaciol i skad wiem?? Bo zaczynaja do mnie mowic Sykula, chociaz to brzmi bardziej jak Sikiula, albo Sikiulka, ale jest urocze:)Ale nie zapominam o Was, tylko po prostu oddaje sie temu miejscu , temu momentowi w moim zyciu, ktory czasem jest lekki jak piorko, a czasem ciazy mi , jak rachel, wlazaca mi na plecy, i traktujaca mnie jak konia:) Buziaki









































poniedziałek, 4 czerwca 2012

Co , by duzo Wam nie mowic, jestem coraz lepsza w krowach!!! Oj tak zaczynam byc cowboy - girl na calego... Teraz wiem, na co mi byla nauka emisji glosu!!!! Krowy lubia jak spiewam im arie, lub cwiczenia Vaccai'a wierzcie mi. I nie ma nic lepszego jak isc zabrac krowy z jednego pastwiska na drugie, a 5 z nich na dojenie i spiewac po drodze w nieboglosy, i chodzic w kaloszach i w turbanie na glowie, i lapac te chwile cholernej radosci... Opisze Wam teraz caly obrzadek , w ktorym uczestnicze w sobote... Nazwijmy go : " Okielznanie natury - czyli dojenie krow"...
Zacznijmy od poczatku... Nie wiem , czy wiecie, ja nie wiedzialam, ale krowy daja mleko tylko wtedy, gdy maja cielaczki( male krowki sa cudowne, chociaz moge cie zcasem kopnac ,ale to nie boli). Wiec wszystko zaczyna sie na pastwisku dla cielakow,o jakiejs 3 po poludniu ,trzeba je wszystkie zlapac i zamknac w zagrodzie w oborze, gdzie pozniej przyjda ich matki... Oczywscie spiewam im, bo to lubia, a Vedrai carino jest po prostu idealne... Pozniej z reguly ide z Rachel na pastwisko, dla duzy krow, krow matek i jednego byka, i to jest moja ulubiona czesc musisz isc jakies 15 minut, zeby dojsc do tego pastwiska, gdy dochodzimy tam z rachel zaczynamy nawolywanie krow i wiecie co?! One przychodza, wtedy otwieramy bramke i zabieramy je na inne pastwisko, a 5 z nich na dojenie i to jest ta trudna czesc. Boje sie krow coraz mniej, ale budza we mnie jeszcze ciagle przerazenie, szczegolnie, ze niektore z nich sa zlosliwe, a zlosliwosc krowy, ktora ma rogi, moze byc oplakana w skutkach. Wiec mamy kije i krzyczymy na krowy, no i jakim sposobem oddzielic 4 krowy , ktore ida na dojenie od pozostalej krowiej braci, no jest trudno, ale w zeszla sobote zrobilam to parwie sama i sie udalo!! No i potem zabieram te krowy do obory i musze zamknac ich glowy w takim drewnianym czyms, nie mam pojecia jak to sie nazywa.. i zrobilam to sama, przezwyciezylam swoj wlasny lek do krow... A co potem! Potem trzeba wziac cielaka, zeby possal troche wymiono, no i to tez nie jest proste bo trzeba uzyc sily, ale mamy przeciez Joe, ktory umie poslugiwac sie lasso ... i wtedy zaczynam doic, pojedynczo... idzie mi coraz lepiej, ale nie uwierzylibyscie , jak doskonale doja joe i raquel , no i przez to ich doskonale panowanie nad wymionami, czesto mam mleko w oku , albo po prostu wszedzie, uwielbiaja mi to robic:) No, i czyz to nie jest zabawne??? Czasem nie moge sie sobie nadziwic, ze robie takie rzeczy, ale sprawia mi to ogromna frajde!!! Wierzcie mi... No i teraz bylam sama w convento, bo filo mia mammita wyjechala , no i to byl cudowny czas spokoju:)
A co u dzieciakow? Ciagle mam ochote je zabic, cholerne zawody sportowe, najwazniejsze w roku... nie przychodza na proby, a ja za to zaczynam uczyc sie na kontrabasie, przy okazji tego, ze raquel chce sie uczyc na kontrabasie... No i w koncu mamy sprzataczke i coordinatore, ktora ma strasznie plaska twarz i nie moge na nia patrzec, ale jestem mila:)
I mam duzo czasu na przemyslenia, i spostrzezenia I wiecie co.... To Wam scharakteryzuje najbardziej z jakimi facetami mam tu doczynienia.. to zdanie , ktore jakos zaswitalo mi w glowie....TO NIE POJETE , JAK ONI POTRAFIA KOCHAC, ICH WIELKIE SERCA POTRAFIA POMIESCIC NAWET 5 KOBIET NA RAZ, KTORE KOCHAJA ROWNIE MOCNO... Oj wierzcie mi staralam im sie wytlumaczyc , ze to jest niemozliwe, ze tak sie nie da, ale oni dzielnie trwaja w swojej naturze, i moze to jest ta prawdziwa meska natura... No i czasem musze im tlumaczyc, ze to ,ze mam niebieskie oczy i niezle piersi nie znaczy, ze mnie kochaja, mimo, ze nigdy ze mna np, nie rozmawiali, i niebieskie oczy nie swiadcza o tym, ze jestem piekna, ale nie da sie i tak ciagle nazywaja mnie profe hermosa... no i coz poczac? Staram sie tym cieszyc, bo strasznie mnie to bawi:) I tancze i strasznie to lubie:) A czasem dopada gorszy dzien....i jeszcze raz Wam powiem !! jestem tu szczesliwa i nie , nie wracam za miesiac, ani jutro:) Wiec jeszcze mozecie mnie odwiedzic:) I buziaki i piszcie do mnie :)Ja postaram sie byc lepsza:)
















































sobota, 26 maja 2012

Kradne wlasnie sobie te chwile, chwila ciszy popoludniowej w domu Kathryn... Zastanawiam sie ostatnio, czy mozna stworzyc sobie w mozgu 2 rownolegle sciezki myslowe. Probuje, ale ten glos w mojej glowie jest tylko jeden, tak dziwne... wiem.
Musze Wam napisac.. wszystko zaczyna sie wyjasniac, wszystko zaczyna sie ukladac , wszystko staje sie przejrzyste, znajduje sie... jestem... To, ze podjelam decyzje o przyjezdzie tutaj w jedna minute, ze wiedzialam od razu, bez zastanowienia, jak tylko o tym uslyszalam to nie jest bezsensu, to jest rodzaj tej magii , ktory mnie tu przywiodl , zebym zaczela odnajdywac siebie... Dlaczego pisze , jakbym byla chora, albo pijana?? Juz wyjasniam, poznalam fenomenalna osobe, fantastyczna... Na imie ma Fred , jest francuzem, buddysta, byl znana francuska gwiazda oraz modelem bielizny, cialo doskonale, lepsze niz greckiego boga... a poza tym fenomenalna osoba, ktora nauczyla mnie innego spojrzenia na czas, na to kim jestem i gdzie jestem i przekazala mi cos niezwyklego.... zeby poczuc prawdziwe szczescie trzeba bc tu i teraz, wtedy tylko jestes w stanie dostrzec to co Cie otacza i to co Cie tworzy i ja to zaczynam widziec, i zaczynam wierzyc, ze to jest moje miejsce i nie jestem tu bez powodu...A o Fredzie musicie wiedziec, ze nie zabija nawet komarow, jest instruktorem jogi , mieszka na przedmiesciach Paryza i jest tak kompletnie uroczo dobry, ze az mi glupio, i od wielu miesiecy podrozuje po swiecie, szukajac , zwiedzajac i medytujac, ja zaczynam medytowac.. tzn.z reguly jak chce to zasypiam, oj jestem strasznie zmeczona... no i wyjasnil mi, ze moge byc najszczesliwsza na swiecie, ale to jest normalne, ze czasem watpie, i chce uciekac, tak wlasnie jest, jestesmy ludzmi, ulomnymi w swoich slabosciach... no , a Fred wyruszyl dalej... po drodze w Santiago zawitala jeszcze grupa amerykanskich studentow z Colorado, ktorzy sa inzynierami i jezdza po calej Boliwii i naprawiaja jakies pompy! No i dzieki nim znowu poczulam sie jak studentka - wariatka, a nie jak zgrzybiala nauczycielka, to jest najgorsze... No i troche mnie czasem zasmucaja dzieciaki, latwo jest przekroczyc granice i czesto nie mozna juz wrocic.. Staram sie , wierzcie mi, ale potrzebuje przyjaciol i poczucia,ze ktos mnie kocha !
no i ciezko sie pracuje, gdy dajesz cale serce, energie, czas, siebie , wszystko, a oni Ci tego nie zwracaja w zaden sposob, a jeszcze sprawiaja, ze chce Ci sie plakac.. oj dzisiaj poprobowo gorszy dzien, a jeszcze nagranie na konkurs przede mna! Ej , ale teraz na powaznie... Wiecie co nie mozecie mowic, ze o Was zapominam , ani cokolwiek, bo wy jestescie czastkami mnie , ktorych nie mozna sie pozbyc, nawet jakbym chciala, a teraz ja!! Jak ja sie moge czuc, jak prawie nikt nie zdobywa sie na napisanie glupiego trzyzdaniowego maila!!!! Niegrzeczni, wy jestescie moja sila napedowa, wiem , ze mam do kogo wrocic, dla kogo zyc i wroce  i zyje, tylko czasem potrzebuje wsparcia:)
No , a w ogole to jest cudowne , ze poznaje tu tak niezwyklych ludzi... bo kto normalny , by przyjechal do santiago?? chyba nikt:) No i chyba pojde dzisiaj potanczyc , bo opanowuje juz salse... oj tak!!!
Ale mam nowa obawe....... nie wiedzialam, i moze to lepiej, ze zyja tu tygrysy.....!!!! Mnostwo.... jeny....staram sie nie panikowac, ale to jest troche przerazajace.. no i dzisiaj Raquel i Joe zabili krowe, Fredowi byloby smutno, jakby tu byl.... ale moj album z ludzmi sie zapelnia, a ja zakochalam sie w mojej malej Danie trebaczce, ktora zawsze wie kiedy mnie przytulic
buziaki

środa, 16 maja 2012

Przyszla jesien, tylko taka z liscmi . To znaczy, ze wszystko jest mniej kolorowe, bardziej nostaligiczne, chlodne i bezsloneczne, jest jakos mniej radosci, mniej smiechu , a ja nie rozstaje sie ze swoim przenosnym Alpakoswetrem...
I po tych prawie 3 miesiacach moge spokojnie powiedziec przystosowalam sie, przesiakam zapachem Santiago, zaczynam rozumiec wiele rzeczy, spraw, zaczynam mowic po hiszpansku, zaczynam dostrzegac sprawy , ktorych nie dostrzegalam, a najwiekszymi znakami, ktore powoduja , ze wiem , ze jestem tu naprawde, ze nie zniknelam i , ze istnieje sa plotki o mnie, bardzo glupie, sa fiesty z moimi przyjaciolmi, na ktorych musze tanczyc te nudne tance, no a ze mam problem z tym , ze bardzo szybko mi sie to nudzi i zaczynam tanczyc jak to an mnie przystalo wszyscy mysla , ze jestem wariatka... no i zapomnialam dodac 4, 5 litrowy baniak wina, niedobrego wina, ale przynajmniej jest go duzo:) Wszyscy tu czegos ode mnie chca, ale najgorzej jak sie we mnie zakochuja  i nie daja mi spokoju glupimi smsami, moim najwiekszym adoratorturorem jest nauczyciel od matematyki ma okolo 23 lat i jest we mnie zakochany ponad zycie, mimo ze rozmawialam z nim raz i to nie sam na sam, a on juz rysuje moje nagie podobizny, no i oczywiscie wszyscy o tym juz wiedza... wiec on sie troche zdenerowal, ale nie martwcie sie, ja sie tym nie przejmuje ..No i to , ze powiedzialam rozmawialam, tez jest za duzo powiedziane.
Oj duzo sie dzieje, przepraszam, ze tak to wszystko zaniedbalam, tak zaniedbalam Was.. to jest niemile.. Po prostu trudno znalezc jest czas na cokolwiek, gdy zajmujesz sie napedzaniem systemu edukacji muzycznej w Santiago... Wierzcie mi to jest sporoa robota, w dodatku musze pisac jakies raporty z mojej pracy, po hiszpansku i wierzcie mi strasznie mnie to wkurza...
Ale , ale dosyc o tym... Przeze mnie przegapiliscie kompletnie festiwal, ktory byl absolutnie boski.. I dzieki niemu udalo mi sie spedzic w Santa Cruz cale 5 dni!!! Dzieki temu, zaczynam rozumiec to miasto moloch, ale nadal budzi we mnie pewien rodzaj przerazenia...
I festiwal jestem kompletnie dumna z moich dzieciakow, z tego co razem zrobilismy przez te 2 choletnie ciezkie miesiace, msze w Santa Cruz nie byly powalajace na kolana, ale to byla tylko proba generalna przed koncertem festiwalowym w Santiago i musze powiedziec , ze wyszedl genialnie , sama w to nie wierzylam , ludzie byli pod wrazeniem, a ja bylam kompletnie wyczerpana, bo dla studentki 2-go roku dyrygentury choralnej i tak dalej moze byc ciezko dyrygowac godzinnym programem, od poczatku do konca , bez mozliwosci odpoczynku , rzucenia batuty, gdy cos nie wyjdzie(jedna mi sie zlamala na probie, przepraszam A...) , bez mozliwosci poddania sie, z cala ta cholernie ciezka odpowiedzialnoscia na karku, ktorej nigdy nie bylam swiadoma... No i bylismy w boliwijskim dzien dobry tvn, oj dzieciaki byly zachwycone, ze mogly spotkac swoje ulubione gwiazdy z jednego z najwazniejszych kanalow telewizyjnych w boliwii, no i w gazecie... I wiecie co mnie to naprawde nie obchodzi, telewizja, czy cokolwiek.. Dla mnie jest to absolutnie niewazne, ale zobaczyc radosc dzieciakow, to jest najpiekniejsza sprawa na swiecie... Uwielbiam to!!! Uwielbiam , gdy sprawiam,ze sie smieja. Mimo, ze czasem musze z siebie zrobic wariatke...coz to sie nie zmienilo:) No, ale wracajac do Santa Cruz dzieki temu festiwalowi moglam wysluchac chyba najlepszego koncertu na jakim kiedykolwiek bylam , wierzcie mi , byl doskonaly zespol nazywal sie  La Barocca del Suquia, byli doskonali... Absolutnie nigdy , przenigdy nie slyszalam tak dobrego barokowego zespolu smyczkowego, porwali moja dusze od pierwszej do ostatniej minuty..No i to, ze moglam spotkac mojego padre i ludzi z Polski, ktorzy sa tak kompletnie porabani , ze umarlam ze smiechu, naprawde... Po prostu , gdy nie masz pieniedzy na alkohol zabierz ich ze soba, gdy nie umiesz hiszpanskiego... to nic zabierz ich ze soba, oni sa absolutnie geniali w rozmowach po polsku, z ludzmi , ktorzy nawet nie wiedza ¡, ze istnieje taki kraj... Nigdy nie zapomne tego wieczoru w hotelu i ile sie wtedy smialam i dziekuje Wam to daje mi sile teraz... No i padre odwiedzil mnie na wiosce no i troche sie zdziwil:) W sumie kazdy z Was by sie zdziwil, a wielu mogloby miec problem z przystosowaniem, teraz czekam na spotkanie ze skorpionem, jeszcze zadnego nie widzialam.. a podobno jest ich tu duzo. No i poznalam na festiwalu , w Santa cruz i w ogole ostatnio wielu fantastycznych ludzi, ktorzy chca pomagac, ktorzy zapraszaja mnie do siebie... Aktualnie tu w Santiago mieszka para boliwijska, sa dziennikarzami i robia rozeznanie w turystyce Santiago, no i on ma wloskie korzenie i robi najlepsza paste na swiecie:) Oj tak, dobrych sobie znajomych znajduje.... Ale oprocz tych doskonalych , cudownych ludzi moich przyjaciol przyjezdzaja tu takze Ci wkurzajacy... Np. w zeszly weekend!!! Madre Mia, myslalam, ze zabije... Przyjechal 26 letni genialny skrzypek i chcial uczyc moje dzieciaki no i uczyl... tylko oprocz tego, ze byl genialnym skrzypkiem to byl fatalna osoba, ktora chciala mi ukladac plan lekcji w MOJEJ SZKOLE i , ktora zabrala mi pierwsza wolna sobote od przyjazdu do Boliwii!!!!! Ale walcze ze soba , jestem cierpliwa mimo, ze czasem chce komus skrecic kark...
No i mam nowe doznania.... Pamietacie , moze niektorzy z Was , nie wszyscy... jak mowilam ,ze nigdy nie wsiade na motor... Otoz , gdy pozegnalam mojego padre stwierdzilam raz kozie smierc... I pojechalam motorowa taksowka ponad 20 km do domu i wiecie co ... to byl czad!!! Mimo, ze droga nie jest najlepszaa no i oczywiscie jezdzilam na koniu...
A ostatnio w niedziele wracalam wieczorem od Kathryn no i ja niemyslaca nie mam latarki , tylko komorke no , a K. mieszka na koncu swiata ... Bylo naprawde ciemno, i nie chodzi o to, ze sie balam, ale o to, ze sie oczywiscie wywrocilam!!!! Ale , nic sie nie stalo, zachowalam spokoj... Jednak po jakis 10 minutach marszu okazalo sie ze nie ma mojej mp3.. coz wiec pozostalo mi zrobic... Musialam wrocic do tego samego miejsca... oczywiscie wybralam zla droge(bylo ciemno)... no ale znalazlam i mam... i mam takze dziure w spodniach na drugim kolanie niz pierwszym, bo na pierwszym mam dziure po tym, jak sie przewrocilam w Pozn. Chyba jestem szczesciara... wieksza niz moj aparat , ktory nie dziala na dal po tym, jak miesiac temu wykapal sie w mojej torebce... Acz nie narzekam... Lece ...
I dziekuje za plyty!!! A reszte ochrzaniam , ze nie moze znalezc 5 minut na napisanie maila, czy cos!!!
Buziaki

wtorek, 24 kwietnia 2012

W koncu chwila oddechu, chwila na to, zeby cos napisac. Wierzcie mi to co sie tu dzieje to jest istne wariactwo, czasem nawet nie wiem kim juz jestem: nauczycielem skrzypiec, kontrabasu, wiolonczeli, dyrygentka choru , czy orkiestry, czy psychologiem, czy matka, czy stroicielem organow... Tu jestem tym wszystkim i czasem ciezko odnalezc sie w tych wszystkich rolach.. Wystarczy,ze masz gorszy dzien, wystarczy , ze zle sie czujesz i pokazesz slabsza twarz, a oni potrafia wejsc Ci na glowe. No i to sa te zle momenty , no i jeszcze zlo polegajace na tym, ze nie umiem sie do konca wyrazic po hiszpansku i czasem dzieciaki czuja sie zagubione, ale odnajdujemy sie , zawsze w polowie drogi, bo zawsze jest ktos kto mnie rozumie... a w sumie porownujac w Polsce bylo podobinie, nie zawsze mnie rozumieliscie, tego zawilego toku mojego rozumowania, a teraz ten zawily tok nie mysli tylko po Polsku, ale jeszcze po Hiszpansku i Angielsku ... no i mozna dostac calkowitego wariactwa, jak sie mnie slucha:)
No , ale co sie stalo i czemu mam ochote wrocic do domu na skrzydlach Pegaza??
Wiec w czwartek zmarla mieszkanka Santiago... I skad mozesz wiedziec, ze ktos umarl?? Bo informuja o tym specjalne dzwony... Wiec umarla, no i gdy umiera ktos w Pozna. albo Puszczy. no to jest smutno, ale moze sie okazac, ze w ogole nie znamy tej osoby.. Tutaj ta osoba jest zawsze jakas ciocia, babcia, dziadkiem, albo kims innym, wiec w piatek wszystkie moje dzieciaki koniecznie musialy isc na pogrzeb, w sumie nie dlatego, ze bylo im smutno, ale dlatego, ze pogrzeb to jest kolejny ciekawy sposob na spedzenie popoludnia... Nie za bardzo mialam ochote ogladac cialo w otwartej trumnie i patrzec na przedstawienie, ktore polega na plakaniu i mdleniu wiec mialam chwile dla siebie, chwilke odpoczynku, gdyz jak wiecie, lub nie zajmuje sie strojeniem organow.... Po co i w ogole dlaczego?? W sobote mianowicie u nas w Santiago z okazji festiwalu jest koncert bardzo znanego organisty z USA, a przez ostatnie pare miesiecy organy byly naprawiane przez czowieka geniusza- Ediegomilsona... wyobrazcie sobie, ze on nie am nic wspolnego z muzyka , ale ma umysl na miare Leonarda da Vinci i naprawil te organy, mimo tego, ze nie ma o tym bladego pojecia. Mnie i Kathryn pozostalo tylko je nastroic... No i to jest katorznicza, straszna praca... szczegolnie w wysokich rejestrach... To , ze spedzalam wewnatrz organow dlugie godziny, wymyslajac jak moge nastroic ten wlasnie rejestr i te okropne wysokie dzwieki, ktore wbily sie w moj umysl, to wszystko sprawilo, ze jestem wyczerpana, ze naprawde nie mam juz sily, a festiwal za pasem... No, ale moge sie pochwalic nowa umiejetnoscia - wiem jak stroci organy, moze to nie brzmi idealnie, ale jak na pierwszy raz moge byc z siebie dumna, no i niektorych rejestrow nie dam rady nastroic, ale cieszmy sie z tego co mamy:)
No i moje prawdziwe wiejskie zycie... To jest to, jazda jeepem po boliwijskich drogach na pastwisko , zaganianie krow do wodopoju... Poza tym nawet nie bylam w stanie sobie wyobrazic, ze dojenie krow moze byc tak zabawne, ze umieram ze smiechu...oj tak, podoba mi sie:)
No , ale konczac o moich dzieciakach, to nie przyszly tez na probe w sobote , a w niedziele mielismy spiewac na mszy... spoznily sie takze w niedziele i powiedzialam, ze nie zaspiewamy... No i Kathry. przeprowadzila z nimi rozmowe i wczoraj na probie byli wszyscy... Wiecie dlaczego ? Bo bali sie , ze wroce do Polski i mowili miedzy soba: , ej musimy isc na probe, bo inaczej profa Asia wyjedzia do Polski, Cudowne... ide na lunch buziaki piszcie mi:*:*

wtorek, 17 kwietnia 2012

Mango zakwitlo poraz trzeci w tym roku!! I troszke sie ochlodzilo, ale tym razem nie popadam w depresje, bo to jest rodzaj cieplego zimna i to moze byc nawet przyjemne... Ale z tego powodu, ze ciezko teraz spedzac wieczory na swiezym powietrzu , bo jest po prostu mokro, zamykam sie w swoim pokoju i w absolutnej ciemnosci ogladam Narnie i jest magicznie.. Wiecie dlaczego?? Uswiadomilam sobie, ze ja weszlam teraz do swojej szafy , uswiadomilam sobie, ze jestem w swojej Narnii... W swiecie tak odmiennym od tego , w ktorym zyje na codzien, w swiecie , w ktorym jest mnostwo magii, mnostwo niezwyklosci i mnostwo kolorow...a ja pelnie tu zupelnie inna role, niz w moim domowym swiecie...Tylko oni tam byli calym rodzenstwem, mogli zrozumiec to , w jakiej  sytuacji sie znalezli i gdy bylo im smutno mogli sie po prostu przytulic do osoby, ktora rozumie ja najbardziej na swiecie.. no i wlasnie tego mi brakuje!! Osoby do rozumienia:)
Ale pozanalam kolejna cudowna , kompletnie doskonala historie!!! Historia o Doñi Carmen, ktora jest pomoca domowa Kathryn i ma chyba jakies 70 lat i wyglada , jak taka babcia wierzba z siwymi warkoczami i cudowna twarza, ktora ma w sobie niesamowita radosc i takie piekno ukryte pod wieloma zmarszczkami. Mianowicie Doña Carmen urodzila sie w wiosce Santo Corazøn , jest to wioska jeszcze bardziej w srodku nicosci, i jeszcze 2 lata chyba temu mozna tam bylo dotrzec na mule, albo osle. Ojciec Doñi Carmen pracowal jako mysliwy na tygrysy!!! Niewyobrazalne!! Ala wyobrazcie sobie, ze jeszcze 50 lat temu ta wioska byla terroryzowana przez Indian, ktorzy porywali ludzi , albo zabijali wedrowcow w gorach i mala Carmen nie mogla zblizac sie do rzeki , bo moglaby zostac porwana i zabita przez tych Indian.. To jest naprawde niezwykle!!! To niezwykle, ze sa ludzie, ktorzy maja zycie takie jak my widzimy w filmach. A wlasnie i w niedziele byli goscie!!! Prawdziwi, absolutnie prawdziwi kowboje, ktorzy w ciagu jednego dnia pokonuja 300 km konno .. i wiedza jak poslugiwac sie lasso!!! Nigdy nie myslalam, ze mozna poslugiwac sie lasso, ale tutaj to jest na porzadku dziennym!!!
Przepraszam, ze tak strasznie wszystko ostatnio zaniedbuje, ale lada dzien jest festiwal, mnostwo pracy, dzieciaki staja sie znudzone programem,ale daje rade. Jak zawsze, ja niezniszczalna!! Chociaz zlapala mnie nostalgia, kiedy przyjechali tu ludzie z Danii, w moim wieku, ktorzy podrozuja po Ameryce Poludniowej, ale sie nie daje, tylko zaczynam sie stawac czescia spoleczenstwa, a hiszpanski idzie coraz lepiej, tylko moje zadania domowe sa naprawde potezne!! W koncu nie zostalo zbyt wiele czasu , bo Peter i Deli. niedlugo zostawiaja Santiago... Oj biedna, biedna bede:)
Buziaki
A i wlasnie zgrywajcie mi plyty z filmami!! Potrzebuje filmow!!! Blagam!!!! I muzyki i wszystkiego:)buziaki



















































































piątek, 13 kwietnia 2012

Wczoraj byl tu dzien dziecka, i jak zapewne zaczynacie rozumiec jest to doskonaly powod, zeby dzieci nie mialy lekcji, a w szkole byla duza fiesta caly ranek:) W kolorowych przebraniach, niezwykle urocze.. Jednak nie weszlam tu , zeby pisac o dniu dziecka, chcialabym poruszyc moje obserwacje i temat moze sie wydawac dosc powazny, albo powiecie, ze nie powinnam go poruszac na forum, ale jak zwykle na przekor to zrobie...
Wiec znacie mnie i wiecie, ze jestem osoba absolutnie tolerancyjna i nie mam zadnych problemow z homoseksualizmem, wiec nikt nie powinien sie poczuc urazony...
Jednak gdy zaczynam sie blizej przygladac mojemu Santiago, czuje sie tutaj(przepraszam za wyrazenie), jak w Gej-Landzie i to wcale nie dlatego, ze jest tu duzo homoseksualistow, raczej chodzi o obyczajowosc, o to jak mezczyzni odnosza sie tu do siebie i ile daja sobie nawzajem czulosci... To jest naprawde cudowne,chociaz kompletnie inne , kompletnie odmienne . Poczatkowo to bylo dla mnie zadziwiajace, a teraz tylko podziwiam, tylko sie ciesze, ze sa na swiecie mezczyzni , ktorzy nie wstydza sie czulosci.. chociaz musze powiedziec,ze niektorzy przesadnie dbaja o swoj wyglad:)
I to niesamowite , niesamowite braterstwo.... W mojej orkiestrze jest 2 braci. " braci z jednego ojca , ale z innych matek. Problem polega na tym, ze jeden z tych braci mlodszy zyje z ich ojcem i ma jeszcze mnostwo uroczego rodzenstwa, 2 starszy brat chyba zyje z babcia... No i wczoraj jeden z braci wypil bardzo duzo, nie mam szczerego pojecia ile... No i zaczal plakac, to jest odmienny widok zobaczyc placzacego 18-latka, ktory nie wstydzi sie swoich lez.. I jego brata ktory siedzi przytulajac go i glaszczac i mruczac slowa pocieszenia do ucha... a potem odprowadzajacego go do domu.. To jest naprawde niezwykle, i to jest magia, dziwna magia, ale magia:)
A ja mnostwo roboty jak zwykle !! Nie mam juz czasu na oddech, 27 kwietnia wyjezdzamy do santa cruz na festiwal, ale z dnia na dzien dzieciaki sa coraz lepsze i wierzcie mi nie ma nic lepszego niz to jak zobaczyc , ze zaczynaja rozumiec muzyke, zaczynaja grac z sercem i to sprawia im niezwykla radosc, wiec ja jestem najszczesliwsza!! Trzymajcie sie!!

czwartek, 12 kwietnia 2012

Tak, doroslam juz do wielu rzeczy... Wiem wiele rzeczy.... Ale jednego nie jestem w stanie pojac !! Ta sprawa jest polityka, ktora bezlitosnie zakrada sie, w moje zycie, a ja musze udawac bardziej dorosla niz jestem i spedzac godziny na rozmowach o budzecie itp. nie mogac w nich uczestniczyc, gdyz sa po hiszpansku... jednak muzyke po hiszpansku rozumiem najbardziej na swiecie, ale jednak nigdy nie zrozumiem polityki... i moze dlatego, ze po prostu nie chce... I nigdy nie bede sie opowiadac za zadna ze stron , gdyz zadna nie jest do konca dobra... i coz pozostaje mi teraz tylko czekac...
Ale nie zanudzam... napisze Wam o tym swiatecznym wariactwie, ktore mnie calkowicie pochlonelo...
Wiec tak, w sobote odbyl sie moj debiut dyrygencki, proby zaczelam od godziny 14, a skonczylam przed 19 , by o 20 zaczac koncert... To bylo istne szalenstwo... Nie moge powiedziec , ze bylo idealnie, ze bylo doskonale, ale moge powiedziec, ze ja zrobilam wszystko co w mojej mocy i pierwszy raz jestem z siebie naprawde dumna..oczywiscie dopiero z perspektywy... Jak wyszlam ubrana w moj stroj koncertowy to wszyscy zamilkli z zachwytu .. no i to bylo zadziwiajace .. No i zapomnialam dodac, ze wystepowala moja grupa pre-infantil grajac : Estrellite i wypadla kompletnie, absolutnie przeuroczo, chociaz dla publicznosci moglo byc ciezko zniesc ponad 20 dzieciakow po miesiacu grania:)...Acz palam uwielbieniem do tych dzieci, ktore bezgranicznie mi ufaja i pokladaja we mnie cala nadzieje i to jest najlepsze uczucie na swiecie...A potem chor i orkiestra... i oni musza sie jeszcze nauczyc zaufania do mnie, to dopiero miesiac kiedy pracujemy razem i z kazdym dniem jest lepiej, ale jeszcze wiele musimy sie nauczyc, zarowno ja , jak i oni:)
A potem byla liturgia Wielkiej Soboty, spedzilam ja na placu przed kosciolem , gdyz nie mialam sily stac w kosciele 2 godzin ... No, ale o polnocy po skonczonej mszy sie zaczelo... Z kosciola wyszly 2 figury, jedna Maryji w bieli, druga zmartwychwstalego Jezusa i kobiety szly za Maryja, a mezczyzni za Jezusem( nie pytajcie, nie wiem).. a potem bylo najlepsze... spotkali sie w polowie drogi, a wtedy na srodku placu zaczeli tanczyc , nie pytajcie nie wiem co to bylo, ale to byly 3 postacie w bieli i bialych maskach...Wygladalo to tak komicznie, ze zaczelam plakac ze smiechu, i musieli mnie uspokajac, gdyz to nalezalo do obrzedu mszy!!! Potem siedzialam chwile na placu z uczniami i oni grali na gitarze i spiewali:) I poszlam spac kolo 2, a musialam wstac o 7, gdyz Ja , Pet. , Deli. , Ivar i Irene wyruszalismy do Las Posas.... No i to jest raj!!!! Naprawde, ale zeby sie tam dostac trzeba isc przez 1,5 godziny w niezbyt sprzyjajacych warunkach i pelnym sloncu i gdybym o tym wiedziala to bym odziala sie w moje najdluzsze ciuchy ... no , ale nie wiedzialam... A upal byl taki , i slonce prazylo tak, ze nie pomogl faktor o numerze 50... Ale to niewazne, bo miejsce przecudowne... Las posas to miejsce wsrod gor i chyba sa to wodospady polozone dosc blisko siebie widzialam tylko taki maly, ale woda byla doskonala do plywania i mozna bylo skakac do niej, gdyz w rowie skalnym byla woda i bylo to jakies 8 m... matko nienawidze opisywac tych geograficznych spraw... Plywalam i skakalam chyba 3 h, wiec powrot do domu byl mordega i myslalam, ze umieram... A jak dotarlam to bylam spalona jak kompletny pomidor, albo malina...Ale znalazlam aloes i on mnie uratowal:)
A od poniedzialku znowu do hardej pracy, chyba od przyjazdu ta niedziela to byl moj absolutnie pierwszy wolny dzien.. Nie ma chwili na wytchnienie....
No i wyjechali Ivar i Irene, no i jest mi przykro, bo stali sie moimi przyjaciolmi...I teraz nikt nie obserwuje zycia oslow tak bacznie jak oni, nikt nie zna tylu tajemnic oslow i nikt nie pozna...osly sa ciekawe(tylko np. dlaczego do jasnego nieba potrafia isc i nagle sie zatrzymac i spedzic w tej pozycji 3 h? Albo potem znowu isc i wrocic do tamtego miejsca i wyglada to , jakby o czyms zapomnialy)!!! I nie mam z kim siedziec i pic wina...oj , ale na pewno kogos znajde, byle mial powyzej 18 lat, nie mam zamiaru upijac nieletnich... Podarowali mi doskonala ksiazke o body percussion, gdyz byli oni na warsztatach i jest swieta..podobno w Barcelonie mozesz nawet studiowac body percussion i wplywa ona na rozwoj mozgu... Wiec oprocz tego, ze zaczelam lekcje hiszpanskiego to zaczynam body percussion... Oj uwierzcie bede mistrzem... I niestety jest coraz blizej konca naprawy organow ... i to nie brzmi dla mnie dobrze, ale dla mojego pocieszenia to w moim rozkladzie dnia nie znalazlabym minuty, by nauczac organow...
No i po wyjezdzie Ivara i Irene dzieciaki przychodza cwiczyc!!! Wyobrazacie sobie 5-letniego malego , najslodszego Rubena , ktory gra i cwiczy na trabce, albo rozrabiake Jose?? No , ale to jest dodatkowa praca dla mnie... Bo jak pogodzic w jednym momencie zajecia z 16 -osobowa grupa pre -infantil i nadzorowac trebaczy... I czasem konczy sie to lzami, ktoregos z moich uczniow.. I wtedy oprocz tego , ze jestem nauczycielem, to staje sie matka... No i powiedzcie mi, ze nie dorastam... I z kazda chwila jestem lepszym nauczycielem, ale duzo wymagam, i tak samo jak mnie kochaja to sie wkurzaja
buziaki!! I pamietajcie o nagrywaniu dla mnie plyt z filmami muzyka!!! Czymkolwiek!! To jest mi bardzo potrzebne buziaki

sobota, 7 kwietnia 2012

A to Raczel i mala Lili, nie moja uczennica, ale jest urocza, w przeciwienstwie do moich szalonych uczniow:) 
Jestem super co nie?? Tyle zdjec!!
Oj wstawilam kolejne, znajcie moja dobra wole...Zdjecie z Santa Cruz i od razu odpowiadam , nie wyjechalam do Boliwii, by urodzic dziecko i to nie jest moja corka:)  To po prostu ja ze spalona twarza skapana w radosci, z powodu trzymania tej cudownej istoty na rekach:) Tak wygladam jak sie ciesze, albo jak mnie tu rozsmieszaja:)Np. nie wiem , czy powinnam to mowic, ale moi uczniowie nauczyli sie nowego zdania po angielsku... Tak, dzieki mnie ucza sie tutaj angielskiego, bo nauczyciel angielskiego niestety nie umie mowic po angielsku... Wiec zdanie brzmi: Ju ar hot!! No i staram sie nie zwracac na to uwagi, jak przystalo na powazna pania profesor Sacie:)
A co ze swietami? Raczej bedzie to dla mnie dzien jak codzien:)Po prostu mam wiecej pracy i z reguly nie mam czasu nawet zjesc kolacji , chyba ze biegnac, bo caly czas jest cos do roboty:) Ale to nic... Tutaj swieta to jest istne szalenstwo... Wczorajsza procesja byla magiczna, boska, tzn. nie czuje tego klimatu swiat co w Polsce, ale czuje ich klimat, ktory jest inny , ale tez boski:) Wiec trudno jest opisac to wszystko... Procesja zaczela sie nabozenstwem w kosciele... My o godzinie 19 mielismy wielkie strojenie skrzypiec.. Dlaczego?? Procesja polega na tym, ze za szklana trumna, ktora wyglada , jakby w srodku lezala krolewna sniezka idzie pochod skrzypkow , ktorzy graja marsze pogrzebowe, do tego przygrywaja ichnie tradycyjne bebny... no i to jest moc i magia... Oczywiscie, jest nierowno, nieczysto , bo graja ludzie , ktorzy maja 60 lat i moje dzieciaki, ale tu nie o to chodzi... Tu nie chodzi o to, zeby bylo czysto, rowno , idealnie... To nie jest Akademia...Ludzie graja tu po 3 lata i graja rzeczy , ktore my gramy w drugim stopniu i nic nie jest idealne i czasem mnie to wkurza... Ale wlasnie nie o to chodzi... Chodzi o to, ze graja, ze to jest dla nich magiczny moment, czuja sie wazne i kochane, ktos je podziwia.. Doznaja czegos, czego nie doznaja w domach, w ktorych w jednym pokoju zyje dziesiecioro dzieci.. To jest wlasnie ta magia tej szkoly...I oczywiscie , ja jestem niezaspokojona dusze zawsze dazaca do idealu i nie chodzi o to, zeby sie poddac, nie chodzi o to, zeby powiedziec mam to gdzies odchodze i ide do profesjonalistow, chodzi o czas jaki spedzamy razem i czas gdzie widze co robia i nie pozwalam im na wymyslanie niebiezpiecznych glupot i zabieram ich do innego swiata... Mimo,ze czasem krzycze na nich w nieboglosy i zdaza mi sie zaklnac po polsku, ale oni nie rozumieja... Wiec staram sie byc spokojna przed moim pierwszym koncertem, bo teraz wiem, ze dadza z siebie wszystko... Moje dzieciaki , niemozliwi uczniowie...
I to jest wlasnie moja boliwijska codziennosc caluje swiatecznie:*

piątek, 6 kwietnia 2012

No to po wielu  probach i wielu straconych nerwach macie zdjecie... To jest wlasnie moja codziennosc..Chlopaki pod drzewem mango przed szkola muzyczne... graja w kulki i wymyslaja glupoty, albo godzinami rzucaja mango w drzewo , by stracic inne mango , ktore moga zjesc:)...albo dac mi! I wtedy ja moge zjesc..To jest puzon tego chlopca w bialej koszulce , ktory dal go na chwile swojemu koledze, by pograc w kulki i spoznic sie na zajecia!! To jest cudowne , ze tutaj dzieciaki mlodziez, wszyscy spedzaja czas na dworze i bawia sie i wymyslaja, biegaja. Tu najwazniejszy nie jest komputer , ale czas spedzony na wspolnej zabawie.. Chociaz niektorzy moi uczniowie sa po prostu tak niegrzeczni i nie daja mis pokoju... Najgorzej mam z 9-letnimi chlopcami, ktorzy ciagle za mna biegaja i zaczepiaja :Profa Sacia Profa Sacia(chca powiedziec Asia , ale im nie wychodzi) Najlepszy z nich jest 8-letni, bardzo dobry trebacz Jose... no on jest niemozliwy... Gdy wracalismy z procesji w czwartek strasznie chcial isc do lazienki i powiedzial do Petera cos w stylu: Stary , jak sie nie pospieszysz to sie zleje w gacie i to bedzie Twoja wina!! No i naprawde zareczam Wam, ze nie mozna sie nie smiac, kiedy uslyszysz cos takiego... no i ciagly zamet jaki robi, ale tak samo jak lubi mnie zaczeipiac, tak samo lubi sie przytulac i to jest cudowne...Drugi as to Misael... bawilismy sie gdy padalo z dzieciakami na boisku i on mnie ochlapal wiec ja zdjelam mu klapek i rzucilam nim daleko... wtedy on podbiegl i rzucil klapkiem Samary tak mocno, ze wpadl na dach szkoly, na szczescie na tyle niski, ze moglam go bez problemu sciagnac... Wariactwo, ale mnostwo smiechu...
Do czasu, bo w niedziele wracaja do Norwegii Ivar i Irene... No i chyba sie zalamie. Mimo, ze sa starsi niz moi rodzice sa tu moimi przyjaciolmi, ktorzy rozumieja mnie w stu procentach, wspieraja jak moga i pija ze mna wino... A ich ulubiona rozrywka jest sledzenie ze swojego hotelowego balkonu zycia oslow... ale o tym innym razem. Uciekam na lunch.. Trzymajcie sie i piszcie, pamietajcie o plytkach i wesolych:)

środa, 4 kwietnia 2012

No moze jestescie ciekawi co u mnie?? Wiec tutaj panuja gigantyczne , wszechogarniajace przygotowania do Swiat Wielkanocnych.. Znajac troszke Boliwie wiem, ze te przygotowania zaburzaja absolutnie wszystko i sa dosyc denerwujace dla nauczycieili ( czyt. mnie), poniewaz w ciagu dnia dzieciaki pragna chodzic na wszystkie procesje , itp itd...
W sobote dowiedzialam sie, ze koniecznie musze jechac do Santa Cruz w niedziele , by zaczac zalatwiac sprawy wizowe... No i sie troche zalamalam, bo 8 godzinna podroz autobusem w samotnosci, nie znajac zbytnio hiszpanskiego, i w ogole nie znajac Santa Cruz moglaby mnie zabic... Wiec porozmawialam z Kathr. i zadecydowalysmy , ze 15- letnia Rache. pojedzie ze mna!! Nawet nie wyobrazacie sobie jaka byla szczesliwa:)
Wiec wyjezdzalysmy w niedziele o 14 z Robore:) Byla niedziela palmowa , ale to byla prawidziwa niedziela palmowa, z prawidziwymi palmami!!!!!! Oj tak, pieknie przyozdobione ... i oczywiscie procesja... Poszlam na nia, z czystej ciekawosci i calkiem mi sie podobalo:)chociaz oczywiscie bylo strasznie smiesznie ciagle ktos mnie walil ta ogromna palma po glowie:)
Ale w koncu nadeszla godzina zero i wyruszylysmy z Rach. do Santa Cruz.. Dla niej bylo to ogromne przezycie, gdyz pierwszy raz jechala do Santa Cruz bez rodzicow:) I troszke sie denerwowala, ale znacie mnie i moja zdolnosc uspokajania:) No i skoro jechalam z 15-latka musialam byc za nia odpowiedzialna...
Autobus, w ktorym spedzilysmy 8 godzin na szczescie mial toalete, ale wszystkie autobusy sa bardzo specyficzne, ale siedzenia sa wygodniejsze niz w samolocie, takie wielkie ogromne i mozesz na nich lezec. No , ale podroz jest bardzo meczaca, szczegolnie w momencie, gdzie nie ma wybudowanej drogi i przez jakies 3,5 h jedzie sie po kompletnych, absolutnych wertepach:)
Ale dojechalysmy o jakiejs 22.20 bardzo, bardzo glode , wiec wzielysmy taksowke i pojechalysmy na cos do jedzenia...a potem do MCC(takie centrum mennonitow)spac, gdyz nastepnego dnia o godzinie 8.30 mialysmy spotkanie z o. Piot( tutaj strasznie smiesznie wymawiaja to imie i brzmi to mniej wiecej: Padre Piotra).. Wiec wstalysmy rano, wypilam swoja codzienna ranna kawe, ktora uwielbiam i pojechalysmy do agencji turystycznej, ktora zalatwia mi ta wize:)
Smiesznosc calej tej sytuacji polegala na tym, ze przyrzekam Wam zapomnialam w pierwszej chwili jak sie mowi po polsku i nie moglam wylaczyc angielskiego!! bylo to strasznie dziwne... Ale patrzcie pisac jeszcze potrafie:) Spotkanie z o. Piot. trwalo jakies pol godziny, nawet nie mielismy czasu porozmawiac, gdyz jest on bardzo przedfestiwalowo zajety. On poszedl zalatwiac list od biskupa, a my pojechalysmy z Ñoni( szalone imie kobiety z agencji) do:
- Interpolu(zostawilam w Boliwii chyba tysiac odciskow palcow w tych papierach)
-prawnika
-na policje
-na pobranie krwi
-zrobili mi zdjecia
-i znowu na inna policje
Wszystko zalatwilismy chyba w 2,5 godziny gdyz ta kobieta naprawde zna sie na tej pracy, a ja tylko chodzilam jak kukielka wszedzie gdzie mi kazano i zostawialam te odciski palcow
Teraz pozostaje czekac... Í chyba zaplacic duzo pieniedzy, i mam nadzieje, ze to nie ja bede musiala je placic:)
Gdy to zalatwilismy mialysmy z Raquel mnostwo czasu, gdyz autobus powrotny mialysmy dopiero o 20:) ( a bylo przed 12)...
Miasta w Ameryce Poludniowej sa bardzo ogromne i huczace, nigdy nie usypiaja, jest tam bardzo cieplo i jak jestes blondynka nie mozesz przejsc 2 krokow bez komentarzy ludzi... ale bardzo mi sie podobaja... ten ogrom,ktory wszystko przytlacza , ale da sie uwielbiac..no i uwielbiam te wszystkie soki ze swiezo wyciskanych owocow:) I na ulicach mnostwo wszystkiego, bylysmy z Rach. na takim ogromnym targu na ktorym zareczam Wam jest absolutnie , kompletnie wszystko...wszystko, nie zartuje.. Kupilam boliwijska komorke i teraz mam boliwijski numer, wiec zaczynam tu zyc naprawde:)I zjadlysmy tak pyszny lunch i kolacje , ze zostalam wynagrodzona za te wszystkie dni jedzenia ryzu i zupy bananowej i bananow z miesem(dlaczego oni mi to robia)
Jednak z perspektywy  wiem, ze to zabrzmi dziwnie , mimo ze kocham wielkie, huczace miasta kolosy to nie zamienilabym ich na Santiago... Uwierzcie mi, takie miasto bez powietrza jest dobre na tydzien, nawet na miesiac, ale trudne na zycie. Tu w Santiago, w sumie wszystko wydaje sie bardzo proste... Ale kocham poczucie wolnosci jakie daje mi miasto , wolnosci i intymnosci.. Tutaj jest z tym ciezko, ale czuje sie kochana przez tych ludzi..
Pojezdzilysmy po Santa Cruz taksowkami, spotkalismy sie z przyjaciolmi Rach. kupilam buty i wyruszylysmy z powrotem do Santiago... Moj drugi raz w Santa Cruz, a ja nawet nie spedzilam tam doby:) Ale zaczynam sie przyzwyczajac:)
Wiec poszlysmy na ta szalony dworzec autobusowy i w koncu udalo nam sie zajac nasze miejsca... i wyruszylysmy.. Rach. spala cala noc, a ja probowalam i nie moglam raczej, wiec jak ok.4.50 zajechalysmy do Robore to myslalam, ze umre... Ok. 7 bylysmy w Santiago, musialysmy czekac jakies poltorej godziny na przyjaciela Milton. , ktory jednak nie przyjechal... Jak dojechalam do convento myslalam, ze nie zyje... No i nie pospalam zbyt dlugo , gdyz przed 10 przyszla Kathryn i zabrala mnie do ich domu:) No i spedzilam ranek na zbieranu kawy... wyobrazacie to sobie... zbierac kawe prosto z tych krzakow na ,ktorych rosnie... Nigdy nie moglabym sobie wyobrazic, ze bede zbierac kawe:) A potem zjadlam z nimi obiad i absolutnie wykonczona wyruszylam na zajecia. Po drodze spotkalam moje dzieciaki z pre-infantil, ktore czekaly potem przed convento, az wezme prysznic i poszlismy razem do skzoly. Wyobrazcie sobie, ze moje dzieciaki sa zawsze jakas godzine przed zajeciami, akurat zaczelo padac:) A ja nie mialam kluczy, ale to co:) Spedzilysmy godzine na kompletnie szalonej zabawie:)
Nie mozecie sobie nawet wyobrazic, jak wszyscy sie za mna stesknili przez ten dzien, ja tez nie moglam:) I jak sie cieszyli , ze wrocilam to bylo cudowne:) Ale ja bylam strasznie zmeczona.. Teraz codziennie sa proby do procesji podczas Semana Santa, proby do wszystkiego, do sobotniego koncertu..oj bardzo napiety czas:) Bardzo duzo sie dzieje. Ale jestem smutna gdyz moja ulubiona Norweska para wyjezdza w niedziele... Z kim ja bede spedzac wieczory przy winie... i kto mnie bedzie tak rozsmieszal... oj przykro mi. A wlasnie chcialam dodac, ze Ivar gra na perkusji w jednym z najlepszych bandow w Norwegii, w ktorym graja solisci z wielu filharmonii skandynawskich:)
Bardzo Wam przesylam buziaki:) Jutro obiecuje wstawiam zdjecia... teraz jest ciezko , bo mieszkam jakby w wiezieniu( takim pokoju kompletniej klitce prawie bez swiatla) przez ten tydzien!!! I mam ochote zwariowac:)
Ale nie poddaje sie buziaki:)No i moze piszcie mi maile czasem, bo troche mi smutno:)

piątek, 30 marca 2012

Przez to cale urodzinowe szalenstwo zapomnialam opisac mojego definitywnie ulubionego swieta, dnia , jakiego kiedykolwiek wymyslono!! Przedstawiam Wam : EL DIA DEL MAR!!! Dokladnie nie znam daty , kiedy sie obchodzi to swieto, obchody zaczely sie wieczorem 22 marca, a skonczyly 2 parada 23 rano:)
Nie wiem tez dokladnie o co chodzi w tym swiecie... Nie rozumiem, bo chodzi o to, ze Boliwia nie ma dostepu do morza, gdyz odebralo jej ten dostep Chile...jakies 130 lat temu... Tylko wbrew temu wszystkiemu jest to wesole swieto... I wytlumaczcie mi o co chodzi!!!!
Prawda jest , ze cala parade tak sie smialam, ze nie moglam zlapac powietrza. Gdyz stwierdzilismy ze wszystkimi  nietutejszymi,ze boliwijska armia( tu ciekawostka w konstutycji Boliwii jest wpisane, ze maja oni armie calkowicie pacyfistyczna.... czyli kolejny boliwijski absurd:):):):)jako jedyna na calym chyba swiecie podczas tej parady zaklada na swoje karabiny, czy cokolwiek to jest lampiony i je zapala, wyglada to tak zabawnie, ze nie moglam sie opanowac, dodatkowo moment zapalania lampionow sprawia, ze wszyscy kompletnie sie gubia( w sensie wojskowi) , gubia rytm , potykaja sie(prawie przewracaja) i ich zwarta grupa zmienia sie w stado wrzeszczacych facetow w pelnym umundurowaniu... Oczywiscie parada skladala sie ze wszystkich uczniow w miescie i wlasnie tych mundurowych... Oczywiscie kazdy z moich uczniow musial mi pokiwac i krzyknac :`Asia` `Profa`, a mlodsze dzieciaki przybiegaly i sie przytulaly... Wariactwo... Dodatkowo temu radosnemu swietu przygrywala niezwykle genialna orkiestra wojskowa!!!!!! No po prostu nigdy chyba nie slyszalam niczego bardziej nierytmicznego i pod dzwiekiem:) Ale wszyscy byli zachwyceni:) Rano 23 marca byla akademia na placu... tzn . dzieciaki recytowaly wiersze w stylu: Czilijczycy oddajcie nam nasze ziemie, nasz dostep do morza... i inne tego typu barwne poematy... no i oczywiscie dzieciaki nie mialy lekcji. Swieta sa wazniejsze niz jakies durne lekcje!!!!
A co ciekawego o Boliwii sie dowiedzialam... Podobno, wladca Boliwii wymienil ziemie boliwijska na konia wladcy Brazylijskiego... Na czym polegala ta wymiana?? Wladca boliwijski pragnal posiadac konia wladcy brazylijskiego, a wladca br. rzekl, ze odda mu konia, jezeli on da mu boliwijska ziemie... Wladca boli. wyciagnal mape Boliwii i powiedzial , Twoj kon nadepnie kopytem na mape i dostaniesz tyle ziemi ile zaznaczy kopyto... boliw. wladca myslal chyba, ze kon nie zabierze mu tak ogromnego hektaru jaki zabral... I wlasnie w taki sposob Boliwia potracila wiele ze swoich ziem!!!
A co do wojska!!! To oni sa niemozliwi, nikt dokladnie nie wie co oni robia, oprocz koszenia trawy maczetami( swietny widok, jakies 50 facetow na kolanach koszacych trawe), ciagle przenosza gdzies jakies meble, czego nadal nie jestem w stanie objac rozumem i krzycza , nawet o 3 nad ranem, a potem pol dnia cwicza w orkiestrze... No wariactwo:)
A tutaj zrobilo sie cieplej... Jednakze jestem przerazona na maxa, bo powiedzieli, ze 2 lata temu temperatura spadla do 2 stopni, a z reguly spada do 12 i uwierzcie mi prosze!!! Tutaj to jest straszny mroz!!! Przez wilgoc!!!
A to ile sie smieje w szkole przekracza ludzkie pojecie. W tej chwili mam jakis 30 uczniow w grupie pre-infantil, wiec rozdzielilam ja na 2 grupy i teraz w jednej mam 6 osob , a w drugie 24 ... wyobrazcie sobie 24 dzieciaki , ktore sa poczatkujace grajece wespol kurki trzy!!! Oj tak wariactwo!!!
W niedziele zaczyna sie Semana Santa!! I to jest lepsza rozrywka dla tych ludzi niz telewizja i internet, wszyscy juz nie moga sie doczekac... Bo tutaj nawet niedzielna msza to nie jest przezycie duchowe, ale forma aktywnosci fizycznej, czy spotkania ze znajomymi:)
A ja moge sie doczekac ... szczegolnie Wielka Sobota sprawia, ze jestem przerazna.. Mam z dzieciakami przedfestiwalowy probny koncert.. bo jestesmy w  Festiwalu, juz oficjalnie... Czyli za miesiac w Santa Cruz mamy 2 koncerty przed ogromna publicznoscia... Dajcie spokoj i wyobrazcie sobie mnie... Napisalam swoja bioografie , ktora bedzie w programie... Tak tez nie moge w to uwierzyc...Ufff nie nakrecam sie:) Ide na lunch... hm pewnie ryz!!! I na pewno nie bedzie zupy bananowej , bo byla we wtorek, wiec jestem spokojna:):)
Buziaki buziaki, weekend zapowiada sie jak zwykle pracowicie..
A wlasnie chcialam jeszcze opowiedziec o tradycji koncertow w Wielka Sobote, jest to wymysl Pet. i pomysl urodzil sie 4 lata temu.... Jak wiadomo W. S. jest to czas kontemplacji i modlitwy, umartwiania sie i tego wszystkiego... Wiec Pet.spytal Padre Euseb. (staruszek ma 89 lat i co tydzien przyjezdza tu w niedziele z Robore na msze, i jest cudowny , kompletnie pozytywny i mowi do mnie po niemiecku, bo ma nadzieje, ze zrozumiem) i on powiedzial oczywiscie, tylko moze bez oklaskow , bo wiadomo Ẁielka Sobota!! Gdy odspiewali pierwszy utwor pare osob nie wytrzymalo i zaczelo klaskac... Po drugim utworze zaczelo klaskac troche wiecej... a po 3 nie wytrzymal Padre Euseb. i wstal i z cala swoja radoscia zaczal klaskac..
Taka wlasnie jest Boliwia.... wesola
Piszcie
buziaki

środa, 28 marca 2012

 Jak zwykle nie mam pojecia jaki jest dzien tygodnia... Tym bardziej , ze moj umysl zostal zamrozony przez arktyczny wiatr z poludnia!!! Przeklety arktyczny wiatr...I to nie jest po prostu taki wietrzyk , ktory przynosi ochlode w upalny dzien... Przez ten wiatr jest tu kompletnie , absolutnie zimno, a wczoraj padalo caly dzien... i powiem Wam, ze tutaj to jest problem... Znacie mnie, wiecie ze jestem absolutnie nieodporna na zimno i juz w sierpniu potrafie chodzic w zimowych butach i plaszczu jesiennym...A teraz nie mam zimowych butow, tylko plaszcz jesienny, ktory nie daje zbyt wiele ciepla....Jednak zaglebie Was bardziej w sytuacje..
W Polsce kiedy robi sie zimno po prostu zaszywamy sie w swoich katach, wlaczamy ogrzewanie i pijemy goraca herbate z cytryna, ktora uwielbiam... potem ubieramy cieple skarpety i chowamy sie pod ciepla koldra... I teraz o niczym innym nie marze, jak o moim malym zielonym mieszkanku, malym cieplym zielonym mieszkanku i wypiciu tych miliona herbat co zwykle , a potem zjedzeniu spaghetti na aka...
Ale, ale wrocmy do Boliwii, dosyc tych marzen sennych...
Wiec tutaj gdy robi sie zimno jedyne co moge zrobic to zamknac szyby w oknach, oj tak... Kompletnie nieszczelne szyby.... I nie jest jakos cudownie cieplej... Nie mam cieplej i cudownej koldry tylko szary koc..A, ze caly wczorajszy dzien padalo, to cale moje 2 swetry i plaszcz mam absolutnie mokre... Zapomnialam o jedynej parze butow nie-japonek, ktore sa kompletnie zamokniete, ale chodze w mokrych, bo wczoraj przez japonki wyladowalam w kaluzy:) To bylo smieszne akurat...Wiec moge tylko ubrac cieple skarpety dres i zaszyc sie pod kocem i udawac, ze jest tu 30 stopni , a nie jakies 16. Wiec slucham sobie muzyki , albo czytam ksiazke po angielsku latynoamerykanskiej autorki, genialna podobna do Marqueza nazywa sie Isabel Allende...I przezywam historie ksiazki bardziej niz zwykle byle tylko nie myslec o zimnie.. i czekam i slucham,nim przyjdzie wiosna,
Moje szczescie polega na tym , ze ja chociaz mam szyby!! A niektore domki nie maja... Wiec moje biedne dzieci i mieszkancy wioski chodza w dresach(to jest naprawde zabawne widziec pol miasta w dresach i czapkachi szalikach nie wylaczajac Filomeny!!!¡¡¡) ... No i zajecia w szkole sa straszne przez ten chlod, ale jest bardzo smiesznie..jak zwykle:) Mimo, ze na grupie pre-infantil wczoraj mialam 2 osoby, a teraz mam chyba 30 uczniow. Pocieszajace jest to , ze tak pogoda nie trwa podobno dluzej niz 5 dni , wiec czekam z utesknieniem na te dni pelne potu i nie moznosci oddychania:)a i prawie zapomnialam o prysznicu!!!! W letniej wodzie przerywany podmuchami wiatru... godzine sie zbieralam, ale przynajmniej teraz jestem czysta
A wczoraj zawitala do Naszej szkoly dziennikarka z Buenos Aires Delfi.,ktora robi reportaz o misjach... Cudowna osoba, zaprosila mnie do siebie, wiec zbieram pieniadze, musze miec jakies 300 dolarow i lece do Buenos Aires:):)
No i w koncu moje 3 minuty slawy...
A i mam jeszcze jeden problem musze napisac o sobie notke bioograficzna do programu festiwalu.... I kompletnie nie mam pojecia co!!
Mam zimny nos i palce.... Niech to sie skonczy!!!!!!!!!!!!!!!!
A i w ogole wpadlam na pomysl... Uwaga wiec nagrywajcie mi plyty z muzyka, filmami, czymkolwiek co moze mnie zajac w te dlugie nudne wieczory i dostarczajcie je Izce, Podomie, Matus... albo komukolwiek kto tu przyjezdza w kwietniu
buziaki


wtorek, 27 marca 2012

No to skoro zaczelam musze dokonczyc....(Dzisiaj towarzyszy mojemu pisanu cudowna piosenka`crazy frog` - daje mi niezwykle duzo weny do pisania). Wiec wrocmy do dnia urodzin...
No , a Kathryn oczywiscie w istnie boliwijskim stylu spoznila sie na impreze w szkole, bo robila dla mnie boliwijski przysmak, takie cisteczka z sera i juki na slono, takie jakby paczki, ale bardzo dobre.. i na slono:) Pojechalismy do domu Mar.-Eli. , bo jej mama ma sklep i dala nam butelki takiego czegos slodkiego do picia:) Posiedzielismy sobie, bardzo sie smialismy:) potem Kathryn pojechala, a Raquel musiala pojsc na to przecudowne nabozenstwo... oczywiscie tam musialam wyjsc na srodek tego boskiego kosciola z telewizorem i perkusja w roli glownej, odspiewali mi jakas Jezusowo-urodzinowa piosenke i wszyscy znowu skladali mo zyczenia:) To bylo akurat straszne , ale rowniez bardzo mile:).. no , ale potem ucieklam z tego nabozenstwa, to tam w sumie jest normalne, ze jak Ci sie znudzi na mszy, albo kiedykolwiek to sobie wychodzisz, a potem wracasz albo nie:) A dzien skonczyl sie tym, ze siedzialam z moimi chlopakami uczniami i probowalismy rozmawiac po hiszpansku, ale idzie mi coraz lepiej:)... a potem wrocilam do pokoju i zasnelam, pelna radosci. Chyba pierwszy razy  w zyciu nie plakalam w urodziny, chyba pierwszy raz w zyciu swiadomie , calkowicie pogodzona wkroczylam w swoje 21-lecie... Dziwne, to juz jakas zmiana w moim zyciu...Zaczynam zgadzac sie ze soba , chociaz nie zawsze jest tu kolorowo... Np. od niedzieli jest okropna pogoda . Z reguly pada caly ranek, ale przed zachodem slonca sie rozpogadza... i zachody sa cudowne...
I kolibry wczoraj znowu go spotkalam, oczywiscie nigdy nie zdaze wyciagnac aparatu... Te male przecudowne stworzonka , takie malutenskie ptaszki, w co nigdy nie moge uwierzyc...
A wczorajsza noc , a raczej nadranek byl przerazajacy... Obudzilam sie z powodu tego, co sie dzialo... Nie nie byl po prostu deszcz, ani ulewa, to byly hektolitry wody lejace sie z nieba niczym wodospad i okropne przeokropne pioruny trzaskajace w ziemie, albo cokolwiek. Kompletnie nie moglam spac, bo bylam nawet troche przerazona:) Ale siedzialam i obserwowalam ta niezwyklosc natury... Wiecie to jest rodzaj takiego deszczu , ktory sprawi, ze jestes kompletnie , daszczetnie mokry w 1 sekunde... naprawde...
Troche depresyjnie, troche jesiennie, ale sie nie poddaje...
A jak cwicze po lunchu przychodza do mnie dzieci i mnie przytulaja... tak dzieci mnie kochaja tutaj... a ja je

buziaki wstawiam zdjecia

poniedziałek, 26 marca 2012

Siedze w mojej kafejce i cudowny pan wlasciciel puszcza najwieksze hity muzyki filmowej typu piosenka z Titanica w jezyku hiszpanskim...cudowne:)
Powiem Wam jedno:) Jak urodziny to tylko w mojej wiosce na koncu swiata, postaram sie opisac wam wszystko jak najlepiej, co bedzie bardzo trudne:)
Wiec bylo tak... Skonczylam probe 23 marca i po kolacji o 20 poszlam sobie posiedziec na placu i popatrzec na gwiazy, ale stwierdzilam , ze ide do pokoju poczytac ksiazke.. Wiec jak co wieczor ( jakas 21 godzina) wykapalam sie , wskoczylam w pizamke i sobie czytalam i lezalam w lozku jak zwykle. Nagle puka do mojego pokoju Peter i mowi, ze potrzebuje klucz od szkoly,bo czegos zapomnial, wiec mu dalam, i czekalam , az wroci i mi odda.... No i przez jakies pol godziny nie wracal, wiec znowu polozylam sie do lozka... i nagle slysze szmery za oknem okolo 22... I nagle zaczeli grac na gitarze i skrzypcach i spiewac urodzinowe piosenki za oknem!! Blam maxymalnie nieogarnieta w cudownej pizamie i maxymalnie, kompletnie, absolutnie zaskoczona i bosko szczesliwa...Bylo to moze z 9 osob, ale moje zaskoczenie bylo nie-do-opisania!!! Potem porwali mnie do tanca wiec tanczylam z nimi w istnie boliwijskim stylu:) W pizamie , nieogarnieta:)i pelna radosci:) Iv. i Ir.(para , maja okolo 50 lat, ale sa doskonali, okropnie smieszni i bardzo ich lubie) sie spoznili , ale jak przyszli wszystko zaczelo sie od nowa , z dodatkowa iloscia norweskich urodzinowych piosenek:) Gdy wszyscy sie rozeszli Iv. i Ir. zabrali mnie do hotelu, ktory jest przecudowny na urodzinowe wino:) Wiec siedzielismy i gadalismy, a potem w srodku nocy wrocilam do domu i zasnelam uradowana, a to byl dopiero poczatek...:)
Musicie zrozumiec , ze tu w Santiago, gdy masz urodziny to jestes kompletnie nawazniejszy i wszyscy mozna rzec oddaja ci pewnien rodzaj holdu:)
Od 9 rano mialam proby sekcyjne z chorem i oczywiscie skladali mi mnostwo zyczen:) (najgorsze sa proby sekcyjne z samymi chlopakami, 15, 16- latkowie robia mi ciagle na zlosc, ale i tak sie smieje)...No i wrocilam do domu po obiedzie i chyba zrobilam sobie sieste:) A potem po poludniu mialam probe z chorem... i bardzo sie na nich zdenerwowalam:) Chcialam ich zabic i powiedzialam , zeby poszli do domu, no to poszli...lenie jedne:) A potem orkiestra i bylo swietnie jak zawsze:)no i skonczylam o 19... i zaczelam zamykac szkole, wszscy sie pozegnali i poszli:) I tu nagle wracaja z Peterem i Deli. i z okropnie swietnym czekoladowym tortem:):) Ile bylo smiechu i radosci , bo chor sie spoznil , wiec orkiestra zabarykadowala drzwi, zeby nie dostali tortu...
No i znowu milion zyczen , ale najbardziej pokochalam jedne , ktore brzmialy 'kongratulajszions ticzer, od jednego z moich uczniow , ktory jest zolnierzem...
Gdy skonczyla sie ta impreza sadzilam, ze to definitywny koniec, poszlam do pokoju przebrac buty, by isc na kolacje... i wtedy podjechala spozniona Kathryn tym doskonalym samochodem, ktory jest niezwykle pojemny... bo jakies 8 osob nim przyjechalo... oj musze powoli leciec , bo zamykaja mi kafejke... jutro dalszy ciag:) Ps widzialam kolibra!!!! Kocham kolibry:)

środa, 21 marca 2012

Codziennie robie wiekszy krok w poznawaniu tego co sie tutaj dzieje, codziennie dowiaduje sie czegos nowego, czasem czegos co zmraza mi krew w zylach, czegos o czym nie chce napisac, ale to sie dzieje, nie dotyczy to mnie, ale tych , ktorzy pozostaja tu na zawsze, ktorzy tu egzystuja... Z pozoru idylla , sielanka, nikomu tu niczego nie brakuje, i te male, nie wiem czy urocze, ale domki, czesto bez szyb, i ta ludzka symbioza , ktora sie tu dzieje, i patrzac na te domki, na te cholernie szczesliwe dzieciaki, ktore graja na w-fie w noge, albo kosza, ktore od tygodnia przygotowywaly na dzien ojca , ktory byl w poniedzialek wszelakie przedstawienia , uklady taneczne i tym podobne( co mnie doprowadzalo do szewskiej pasji, gdyz prawie nikt nie uczestniczyl w probach!!! Mozecie w to uwierzyc?? Z powodu dnia ojca!!! Caly tydzien prob poszedl na spacer!!!! Ach te dzieciaki), i to ile maja w sobie radosci, i jak ich cieszy , jak mowia to mnie Juanita(czego nie znosze)...nie pomyslalbys o tym, ze ta dziewczynka , ktora ma teraz w-f ma 14 lat, meza i roczne dziecko np... Tak , tak, tak tutaj zamezne 14,15-latki to praktycznie norma!!! Wyobrazacie to sobie? Te male dziewczynki zamezne...Dla mnie to jest nie do przyjecia...i ciagle mnie pytaja, czy mam dzieci i meza w Polsce!!! No hello!!! Nie mam!!

Ale dosc juz tych ponurych wiesci... W poniedzialek pojechalam sobie samochodem, tzn zawiezli mnie nad gorace zrodla!!!! O matko..Co za boskosc i cudownosc.. Gorac tych zrodel wywodzi sie od tego, ze jest polozone we wciaz czynnej strefie wulkanicznej, czy czyms takim, trudno mi to wytlumaczyc.. Woda z tych zrodel, to podobno jedna z najlepszych wod na swiecie, bo zabiera w doskonalej ilosci wszystkie potrzebne mineraly, ciagle to badaja.. jednak cos w tym jest , bo moje stopy odzyskaly ludzki kolor:)i nie sa czerwone!!! W kazdym razie ta woda jest cudownie przejrzysta i sa tam jakby takie mulowate dziury, w ktorych jest jeszcze cieplej , ale nie chcialam tam wejsc ... nie lubie!!!
A co u dzieciakow!? Idzie coraz lepiej, tzn. ciagle sie smieja z mojego hiszpanskiego tak, ze nie jestem w stanie prowadzic prob, ale to nic to zupelnie nic, bo to rozladowuje atmosfere. Musicie zrozumiec, ze podobno sa tu granice, ktorych nie moge przekroczyc..Problem polega na tym, ze nie mam pojecia, gdzie sa one zarysowane... Zobaczymy , mam nadzieje, ze mnie to nie spotka. Problem tych dzieciakow i mlodziezy polega na tym, ze trudno zdobywa sie u nich autorytet , gdyz mysla , ze sa najlepsze i najdoskonalsze na swiecie .. I sa oczywiscie, ale musza zrozumiec, ze pokora jest potrzebna do dalszego rozwoju...
I zaczynam rozumiec nauczycielstwo, tzn. moje nauczycielstwo... Trudnosc tego polega na tym, ze doprowadzaja mnie do szalu lizusy, te dziewczyny, ktore za mna chodza i w ogole... Jest cos takiego, ze bardziej lubie tych niegrzecznych i wrednych, ktorych sie boje, ale oczywiscie nie daje im tego odczuc, zbieram dojrzalosc, zbieram sie!!!
No i nawet nie mozecie sobie wyobrazic ile radosci sprawia mi dyrygowanie chorem i orkiestra!! Kurcze w koncu mam chociaz przedsmak wladzy:)
A i ostatni problem na dzis, nie dosc , ze jestem barbie... co zupelnie nie szkodzi... to podrywaja mnie uczniowie z grupy Infantil!!! Czyli jakies 11,12 latki, ale niech ja sie tylko dowiem, co oni do mnie mowia to oj, ale pozaluja:)(zbieram autorytet)
Trzymajcie sie !!!!!!!! i piszcie do mnie!!!

wtorek, 20 marca 2012

Czytajac to co napisze musicie wziac cos na poprawke...Miejsce , w ktorym zyje, to narawde jest wioska na koncu swiata, ucywilizowana wioska na koncu swiata... I tak nie wygladaja wszystkie miasta tu w Boliwii... To jest ta moja Boliwia na koncu swiata. I jest tu naprawde pieknie. Mozna sie o tym przekonac kazdego dnia... Kazdej chwili.. i nie rozumiem siebie, ze zdolalam juz przywyknac do widoku palm i drzew mango i widoku wszechogarniajacego lasu... Ale nie przywyklam jeszcze do nieba, tylko znalazlam cos nowego i wyjatkowego.... Mianowicie widac stad planety Mars i Wenus... skad wiem, sa zupelnie inne niz gwiazdy i nie migocza, Mars jest np. czerwony... I jak moglabym nie czuc sie tu szczesliwa skoro mam cos co kocham najbardziej na swiecie - niebo!!!

A co porabiam ja??? Oj , bardzo duzo, bardzo duzo!!! Zaczynam tu zyc, zaczynam tu byc soba i odkrywac siebie tutaj, coraz lepiej mi to wychodzi, czas zaczyna plynac coraz szybciej, wiec chwila kiedy do Was wroce, to naprawde tylko chwila...
W piatek przylaczylam sie do damskiej druzyny grajacej futbol!!! Tzn. gram z 15-latkami, ale jestem niezla, oj tak!! I nawet mam kondycje.. Co prawda przegralysmy i jedna dziewczyna z mojej druzyny stracila dachowke z kosciola, ale to co liczy sie zabawa !!!
I nie narzekajcie na Polskie drogi, o madre mia, nie narzekajcie... Wyobrazcie sobie droge... w nocy.... piaszczysta, przez las , z milionem , a nawet bilionem powaznych dziur... I samochod jadacy 80km\h, tak.. to jest tu normalne. Zeby dostac sie do najblizszego miasta Robore , ktore jest polozone 500 m nizej niz Santiago, trzeba przez 20 km jechac wlasnie taka droga... Musze sie przyzwyczaic, chociaz nie za bardzo lubie tam jezdzic!! Nie lubie boliwijskich miast sa takie huczace do przesady.. Dziwne zaskakuje sie, okzazalo sie , ze wole to male Santiago....
W niedziele bylam z Raquel i jej bratem na szczycie, ktory widze, z okna , mozna go zobaczyc na google, oczywiscie nie pamietam jak sie nazywa, ale ten widok, zapierajacy dech w piersiach, nie porownywalny do niczego, do nikogo...
Oczywiscie na szczycie tej gory zlapal nas slawetny boliwijski deszcz!!! Nie szkodzi, przynajmniej nie musialam brac popoludniowego prysznica... A po tej wspinaczce poszlam na obiad z Kathryn i jej rodzina do restauracji Churapa!! I moge Wam przyrzec tam serwuja najlepszego kurczaka na ziemi, i frytki i cola!! W koncu nie ryz!!!
A potem oczywiscie proba....na, ktorej nie bylo nikogo... moze z 5 osob!!! Wiec bylam wsciekla, ale mnie rozsmieszyli.. wiec zostalo wybaczone..
A marzec tutaj, oj nie polecam, z calego serca nie polecam!!! Dlaczego spytacie, musi byc cudownie, i jest pogoda jest fenomenalna... ale jedno ogromne , przerazajace ALE!!!
Marzec to miesiac pod znakiem :` hej witam, tak to ja TARANTULA ì pod znakiem : hej, jestem komarem, Twoja krew o smaku gringo jest calkiem smaczna!!
I co w zwiazku z tym...Mialam niesamowicie udane pierwsze spotkanie z tarantula w piatek na probie orkiestry. Przeciez tarantula to taki maly pajak, zwierzatko domowe ludzi w krajach calkowicie ucywilizowanych!!! Nie , to jest cos obrzydliwego i ogromnego... Oczywiscie z moimi problematycznymi oczami nie zauwazylam tego slodkiego zwierzatka, na szczescie zauwazyli to ludzie z orkiestry i co?? Zaden problem, przeciez takiego pajaka zabija sie normalnie... butem!!!Wiec zyje, ale caly czas nie moge wyjsc z podziwu, ze tarantule mozna zabic butem, japonkiem, bo z kolei na probie z samymi dziewczynami wczoraj pojawila sie wieksza tarantula, na szczescie nie bylam sama, one tez byly przerazone, ale moja Harda Raczel zabila ja, tak wiec po problemie.. I umie zabijac tarantule... czekam z niecierpliwoscia na swoja kolej...
A i jeszcze w niedziele bylam u Pet. i Deli. w domu i ugotowalismy pyszny makaron....
I mam problem... zbliza sie czas, kiedy skoncza naprawiac organy... i co ja wtedy poczne???
Bedziecie musieli mnie zabic!!!
A i jeszcze musze pojac podstawy kontrabasu, bo tak jakby mam ucznia na kontrabasie, altowka jest okej!! Juz rozrozniam!!!
I pomyslcie o jeszcze jednej sprawie, mieszkam w miejscu bez kompletnie zadnych zanieczyszczec w powietrzu i oddycham pelna piersia , bo mieszkam w miejscu , ktore nazywaja PLUCAMI ZIEMI....
I w sumie to co, ze na calym ciele mam z 50 sladow po ugryzieniu komarow i innych przyjamnych zwierzatek, czy tam owadow..
Napisze Wam jutro, bo jest strasznie duzo do opisania, musze Wam opisac moje dzieciaki!!! Sa cudowne...Ale wredne !!!
To co!!!
Marze tylko o tym, zeby nie spotkac tych jadowitych wezy, ktore tu mieszkaja!!!
I zamierzam pojezdzic konno!!!
Buziaki, nadal tesknie, ale myslenie o Was zostawiam na noc, bo kazdy dzien to szamotanina z angielskim i hiszpanskim jednoczesnie... za duzo za duzo za duzo!!!
Buziaki

piątek, 16 marca 2012

A teraz usiadzcie i zamknijcie oczy, i wyobrazcie sobie mnie jaka znacie.. wariactwo i nieogarniecie w najczystszej postaci..Stwierdzilam, ze dluzej nie mam sily udawac powaznej i po prostu milej Pani Profesor... Bo po pierwsze nie jestem pania profesor, po drugie nie jestem mila , a po trzecie zupelnie nie jestem powazna... I znajac te wszystkie mankamenty mojej osoby postarajcie wyobrazic sobie mnie jako autorytet!!! I to sie nie zgadza!!! I tu powstaje konflikt moralny, bo ja nie jestem wiele starsza od nich, a oni do mnie podchodza , przytulaja , dotykaja!!!! I co ja mam zrobic, nie moge przeciez kogos odtracic i powiedziec , ej nara!!!!
W niedziele razem z DEli.(boliwijska zona Pet. , jest cudowna i przeurocza i taka malutka, jakos w maju wyjezdzaja na 3 lata do Ugandy)mamy piec ciastka!!! W koncu zaczyna cos sie dziac, i zaraz mnie to omiecie... bo juz zaczynaja mnie zapraszac do swoich domow!!!A ja nawet nie mam czasu wejsz do wlasnego pokoju:)
Jutro sobota mam proby od 9 do 20 z przerwa na lunch!!!! I jestem sama wiec strasznie sie ciesze , bo nie bede miala nawet czasu pomyslec!!!
Dzisiaj o 15 mam grupe Infantil, i oni sa nie do wytrzymania smieszni... wiec zbieram sily, i przygotowuje glos do spiewania h2!!!
I Wiecie, ze w zyciu kazdego z Nas sa chwile, kiedy chcemy polozyc sie we wlasnym lozku, pod wlasna koldra i pic herbate we wlasnym kubku, i pic ja z cytryna na nasz sposob , i zjesc spaghetti i wtedy jest strasznie smutno , nie do wytrzymania zle...i tak bylo  w niedziele, ale sie nie dalam, uspilam wnetrze, tesknote za Wami i ide do przodu, na razie powoli, ale zaraz zaczne biec, i wtedy znowu bede z Wami....
I Wiecie co jeszcze uwielbiam? Koktajl z avocado i limonek... jest doskonaly...

I zasypiac... Dlaczego ? Bo mam tu swoje 2 swiaty, niesamowicie odlegle. Dzienny, boliwijski , czasem zaskakujacy i kolorowy swiat. I ten swiat senny , gdzie spotykam sie z Wami, to jest dziwne, ale mam 2 rownolegle zycia. Bo zawsze sie spotykam z kims w snach.... szalenstwo, ale tak jest i to pozwala mi przetrwac, to zludzenie, ze naleze do Waszego swiata, nawet jezeli jest to senny swiat...
buziaki



czwartek, 15 marca 2012

Jak przystalo na pore deszczowa, od 2 dni tu w Santiago mamy pore deszczowa. I mowiac o porze deszczowej nie mam na mysli cieplego , letniego deszczyku...tylko raczej zabojcza, ogromna ulewe, ktora pojawia sie znikad, i blyskawice!! I wiatr, i to jest naprawde przerazajace, ale tylko dla mnie oczywiscie... dzieciaki wybiegajac ze szkoly na ten deszcz po prostu krzycza troszke glosniej niz zwykle, i to by bylo na tyle z ich leku....

Wiecie co nie znosze jednak paru rzeczy... Po pierwsze zupy z bananow!!! Madre mia jest ok-ro-pna... wyobrazcie sobie ugotowane czastki bananow w wodzie na slono!!! Dziekuje bardzo, oczywiscie zjadam wszystko .. i nie znosze , ze moje stopy sa cale czerwone od tych przekletych japonek i nie znosze, ze sie tak strasznie teskni, bo jest tu barwnie i cudownie, ale tesknota potrafi zabijac...ale smieje sie coraz czesciej, bo dzieciaki sa niesamowicie smieszne!!
Wiec troche o mojej szkolnej rzeczywistosci..
We wtorek przyszla do grupy infantil nowa dziewczynka( ciagle przychodzi ktos nowy , wiec mam chyba z 40 dzieci do nauki na skrzypcach, wiolonczeli, altowce i kontrabasie). I dala mi do nastrojenia `skrzypce`, oj tak... bardzo sie staralam, no i pekla struna... wiec dalam je P. , zeby zalozyl nowa strune `A`.... Nastepnego dnia powiedzial , ze to wcale nie byly skrzypce...... tylko altowka. Moj geniusz znowu wybil sie na powierzchnie....
A proby z chorem??? No tutaj nie moge ze smiechu... czasem jest tak nieczysto, ze nie pozostaje mi nic innego tylko sie smiac i milion razy powtarzane sekwencje zaspiewane z bledem!!! Ale to co!!! Moi chlopacy z choru maja teraz niezwykla radosc i na probach caly czas robia mi zdjecia, co mnie naprawde bardzo smieszy, a jedna z chorzystek powiedziala ze wygladam jak LALKA BARBIE!!! Swietnie!!! Wiec maja nowa dyrygentke Barbie!!! Ale pomyslcie o mnie, przeciez ja ani troche nie przypominam Barbie, ale coz. Chca to maja;) W przyszlym tygodniu przyjezdza o. P. na kontrole no i zobaczymy missa de zipoli , ktora mamy spiewac jest w oplakanym stanie!! Za to orkiestra, zachwycam sie ... teraz cwicze z wiolonczelami , koncert na 2 wiolonczele Vivaldiego... Pomyslcie, ze oni sa w stanie to zagrac po 3 latach nauki na instrumencie... Pewnie dlatego, ze codziennie cwicza na orkiestrze 2 h bez zmilowania.
Pracuje jakies 7 dni w tygodniu , i wtedy jestem szczesliwa , kiedy robie muzyke. W niedziele mam zamiar wyciagnac Rachel na przejazdzke terenowka, mam nadzieje, ze sie uda...
A i nie znosze tego , ze mieszkancy potrafia o 6 rano przez 15 minut walic w klakson!!! Po co ja sie pytam, po co??? Ale trzeba po prostu przywyknac do kultury i do tego, ze niewazne , czy dzien , czy noc , ale gdy ide ulica slysze za soba milion meskich gwizdow... no i tego tez nie rozumiem, ale sie staram..
Powoli zaczynam sie przyzwyczajac...
Jednak jedej rzeczy nie oddalabym nikomu za zadne skarby swiata... Tego momentu  w wiosce posrod lasow, na krancu swiata , gdy robi sie noc... i to niebo tutaj to najpiekniejsze niebo na ziemi... i widac dokladnie kazda gwiazde...
Trzymajcie sie i piszcie maile , bo one pomagaja mi przetrwac
buziaki