wtorek, 27 marca 2012

No to skoro zaczelam musze dokonczyc....(Dzisiaj towarzyszy mojemu pisanu cudowna piosenka`crazy frog` - daje mi niezwykle duzo weny do pisania). Wiec wrocmy do dnia urodzin...
No , a Kathryn oczywiscie w istnie boliwijskim stylu spoznila sie na impreze w szkole, bo robila dla mnie boliwijski przysmak, takie cisteczka z sera i juki na slono, takie jakby paczki, ale bardzo dobre.. i na slono:) Pojechalismy do domu Mar.-Eli. , bo jej mama ma sklep i dala nam butelki takiego czegos slodkiego do picia:) Posiedzielismy sobie, bardzo sie smialismy:) potem Kathryn pojechala, a Raquel musiala pojsc na to przecudowne nabozenstwo... oczywiscie tam musialam wyjsc na srodek tego boskiego kosciola z telewizorem i perkusja w roli glownej, odspiewali mi jakas Jezusowo-urodzinowa piosenke i wszyscy znowu skladali mo zyczenia:) To bylo akurat straszne , ale rowniez bardzo mile:).. no , ale potem ucieklam z tego nabozenstwa, to tam w sumie jest normalne, ze jak Ci sie znudzi na mszy, albo kiedykolwiek to sobie wychodzisz, a potem wracasz albo nie:) A dzien skonczyl sie tym, ze siedzialam z moimi chlopakami uczniami i probowalismy rozmawiac po hiszpansku, ale idzie mi coraz lepiej:)... a potem wrocilam do pokoju i zasnelam, pelna radosci. Chyba pierwszy razy  w zyciu nie plakalam w urodziny, chyba pierwszy raz w zyciu swiadomie , calkowicie pogodzona wkroczylam w swoje 21-lecie... Dziwne, to juz jakas zmiana w moim zyciu...Zaczynam zgadzac sie ze soba , chociaz nie zawsze jest tu kolorowo... Np. od niedzieli jest okropna pogoda . Z reguly pada caly ranek, ale przed zachodem slonca sie rozpogadza... i zachody sa cudowne...
I kolibry wczoraj znowu go spotkalam, oczywiscie nigdy nie zdaze wyciagnac aparatu... Te male przecudowne stworzonka , takie malutenskie ptaszki, w co nigdy nie moge uwierzyc...
A wczorajsza noc , a raczej nadranek byl przerazajacy... Obudzilam sie z powodu tego, co sie dzialo... Nie nie byl po prostu deszcz, ani ulewa, to byly hektolitry wody lejace sie z nieba niczym wodospad i okropne przeokropne pioruny trzaskajace w ziemie, albo cokolwiek. Kompletnie nie moglam spac, bo bylam nawet troche przerazona:) Ale siedzialam i obserwowalam ta niezwyklosc natury... Wiecie to jest rodzaj takiego deszczu , ktory sprawi, ze jestes kompletnie , daszczetnie mokry w 1 sekunde... naprawde...
Troche depresyjnie, troche jesiennie, ale sie nie poddaje...
A jak cwicze po lunchu przychodza do mnie dzieci i mnie przytulaja... tak dzieci mnie kochaja tutaj... a ja je

buziaki wstawiam zdjecia

1 komentarz: