wtorek, 24 kwietnia 2012

W koncu chwila oddechu, chwila na to, zeby cos napisac. Wierzcie mi to co sie tu dzieje to jest istne wariactwo, czasem nawet nie wiem kim juz jestem: nauczycielem skrzypiec, kontrabasu, wiolonczeli, dyrygentka choru , czy orkiestry, czy psychologiem, czy matka, czy stroicielem organow... Tu jestem tym wszystkim i czasem ciezko odnalezc sie w tych wszystkich rolach.. Wystarczy,ze masz gorszy dzien, wystarczy , ze zle sie czujesz i pokazesz slabsza twarz, a oni potrafia wejsc Ci na glowe. No i to sa te zle momenty , no i jeszcze zlo polegajace na tym, ze nie umiem sie do konca wyrazic po hiszpansku i czasem dzieciaki czuja sie zagubione, ale odnajdujemy sie , zawsze w polowie drogi, bo zawsze jest ktos kto mnie rozumie... a w sumie porownujac w Polsce bylo podobinie, nie zawsze mnie rozumieliscie, tego zawilego toku mojego rozumowania, a teraz ten zawily tok nie mysli tylko po Polsku, ale jeszcze po Hiszpansku i Angielsku ... no i mozna dostac calkowitego wariactwa, jak sie mnie slucha:)
No , ale co sie stalo i czemu mam ochote wrocic do domu na skrzydlach Pegaza??
Wiec w czwartek zmarla mieszkanka Santiago... I skad mozesz wiedziec, ze ktos umarl?? Bo informuja o tym specjalne dzwony... Wiec umarla, no i gdy umiera ktos w Pozna. albo Puszczy. no to jest smutno, ale moze sie okazac, ze w ogole nie znamy tej osoby.. Tutaj ta osoba jest zawsze jakas ciocia, babcia, dziadkiem, albo kims innym, wiec w piatek wszystkie moje dzieciaki koniecznie musialy isc na pogrzeb, w sumie nie dlatego, ze bylo im smutno, ale dlatego, ze pogrzeb to jest kolejny ciekawy sposob na spedzenie popoludnia... Nie za bardzo mialam ochote ogladac cialo w otwartej trumnie i patrzec na przedstawienie, ktore polega na plakaniu i mdleniu wiec mialam chwile dla siebie, chwilke odpoczynku, gdyz jak wiecie, lub nie zajmuje sie strojeniem organow.... Po co i w ogole dlaczego?? W sobote mianowicie u nas w Santiago z okazji festiwalu jest koncert bardzo znanego organisty z USA, a przez ostatnie pare miesiecy organy byly naprawiane przez czowieka geniusza- Ediegomilsona... wyobrazcie sobie, ze on nie am nic wspolnego z muzyka , ale ma umysl na miare Leonarda da Vinci i naprawil te organy, mimo tego, ze nie ma o tym bladego pojecia. Mnie i Kathryn pozostalo tylko je nastroic... No i to jest katorznicza, straszna praca... szczegolnie w wysokich rejestrach... To , ze spedzalam wewnatrz organow dlugie godziny, wymyslajac jak moge nastroic ten wlasnie rejestr i te okropne wysokie dzwieki, ktore wbily sie w moj umysl, to wszystko sprawilo, ze jestem wyczerpana, ze naprawde nie mam juz sily, a festiwal za pasem... No, ale moge sie pochwalic nowa umiejetnoscia - wiem jak stroci organy, moze to nie brzmi idealnie, ale jak na pierwszy raz moge byc z siebie dumna, no i niektorych rejestrow nie dam rady nastroic, ale cieszmy sie z tego co mamy:)
No i moje prawdziwe wiejskie zycie... To jest to, jazda jeepem po boliwijskich drogach na pastwisko , zaganianie krow do wodopoju... Poza tym nawet nie bylam w stanie sobie wyobrazic, ze dojenie krow moze byc tak zabawne, ze umieram ze smiechu...oj tak, podoba mi sie:)
No , ale konczac o moich dzieciakach, to nie przyszly tez na probe w sobote , a w niedziele mielismy spiewac na mszy... spoznily sie takze w niedziele i powiedzialam, ze nie zaspiewamy... No i Kathry. przeprowadzila z nimi rozmowe i wczoraj na probie byli wszyscy... Wiecie dlaczego ? Bo bali sie , ze wroce do Polski i mowili miedzy soba: , ej musimy isc na probe, bo inaczej profa Asia wyjedzia do Polski, Cudowne... ide na lunch buziaki piszcie mi:*:*

3 komentarze: