czwartek, 2 sierpnia 2012

Uwielbiam to , ze czuje , ze zyje. To wszystko tu nie zawsze jest latwe i kolorowe, czasem jest najtrudniejsze na swiecie, ale jestem tu i uwielbiam to uczucie bycia tutaj, ze czuje sie jak w domu. Gdy podrozuje przez droge do Kathryn, gdy biegam jak szalona za krowami, gdy czyszcze obore, gdy dre sie w nieboglosy , gdy ide spedzic z przyjaciolmi Camba kolejna , dluga noc na placu, gdy idziemy zrobic serenate i spadaja te piekne gwiazdy , a ksiezyc swieci tak mocno, ze mimo pozniej pory wcale nie jest ciemno. Tylko czasem zastanawiam sie dlaczego nie moglam tego poczuc z Wami? Tylko musialam wyjechac , az tutaj , na koniec swiata. Musialam zastesknic, by poczuc sie wdzieczna, ze Was mam bez wzgledu na wszystko... i co z tego , ze nie piszecie? Rozumiem to, wierzcie mi... lepiej niz moze Wam sie wydawac.Budujemy sobie zycia, budujemy sobie swiaty. Ja po tych 5 miesiacach zbudowalam od podstaw swoj, w kompletnie nieznanym, ktore teraz absolutnie kocham. I to nie jest tak, ze za Wami nie tesknie, albo o Was nie mysle. Wystaczy podmuch wiatru, zapach, piosenka, zebyscie wracali. Wystarczy, ze zamykam oczy, by Was zobaczyc. Tylko czase bije sie z myslami, ze soba, gdy tylko pomysle o powrtocie. Z jednej strony niczego bardziej nie pragne, zeby znowu Was zobaczyc, a z drugiej to znowu zlamie mi serce... bo uwielbiam jak mowia na mnie Asita...

W ogole jest po Fiesta del Pueblo... No i zareczam Wam, to bylo ponad tygodniowe, absolutne PARTY HARD... Nadszedl czas by objasnic Wam ABUELOS... W tlumaczeniu na polski znacyz to dziadki.. ale o co chodzi??? Dokladnie jak zwykle nie mam pojecia. Jest to bardzo stara tradycja z poczatkow miasta
(taaaaaa) , ktore ma 258 lat. Gdy Jezuici przybyli do Santiago, nie wszyscy chcieli poddac sie wierze katolickiej. Tzn. poddali sie  z przymusu oczywiscie, ale by sprzeciwic sie w jakis nieraniacy kosciol sposob przebierali sie w maski( symbolizuje to , ze nie sa w kosciele naprawde, rozumiecie symbol maski mam nadzieje??) , takie grzechotki na kolanach , chusty na glowach i tanczyli de la madrugada ( o swicie), przy towarzyszacym im rytmie bebnow, by obwiescic mieszkancom fieste... Czyli jakies 2 tygodnie przed fiesta, nie za bardzo moglam spac, gdyz codziennie o 4, moje chlopaki tanczyli abuelos. Wiec sobie nie pospalam...No i to bylo niesamowicie zabawne, sposob w jaki tancza i te rytmy bebnow , ma w sobie ten rodzaj boliwijskiej magiii... no i w koncu nadszedl dzien fiesty... no i to bylo picie od rana do wieczora... Moglabym sie dzieki nim czuc najkochansza osoba na swiecie, gdyz mialam dziennie jakies 5 propozycji malzenstwa, od ludzi w kazdym wieku.. W ogole dla tych ludzi, nie ma roznicy, czy zaczynaja pic o 8 rano, czy o 8 wieczorem... i czy czysty alkohol 96 procent, czy piwo...Tak to tu jest, taka kultura, a praca wre. Jest sporo klopotow, dosyc powaznych, o ktorych nie chce tu pisac, ale moge powiedziec, ze w pewnym momencie zabili mi dusze , ale ja odbudowuje, odbudowuje siebie i daje rade i pracuje bardziej niz zwykle znowu, bo zbliza sie wycieczka do Corumba w Brazylii, a w ogole to w promocji telefonow wygralam komorke, bo tanczylam i jestem gringa... i buziaki

1 komentarz:

  1. czasami trzeba wyjechać na krańce świata, by zrozumieć, że te krańce są w nas... Nie pozwól, by zagościła szarość w Twej duszy, bądź kolorowa :)

    OdpowiedzUsuń