poniedziałek, 29 lipca 2013

A to stary post jeszcze z Boliwii, którego nie zdążyłam opublikować, bo potem zepsuła się litera 'a' w komputerze Kathryn
Jeżeli miałabym powiedzieć co lubię, to lubię budzenie się. Kiedy możemy zacząć wszystko od nowa, możemy coś znowu popsuć, albo możemy coś znowu naprawić. Ale sam moment budzenia jest najlepszy. To, ze udało nam się przetrwać i ciągle jesteśmy, nie zniknęliśmy i możemy czuć, i możemy żyć. Tak się właśnie czuje, czuje się wdzięczna, każdego dnia . I zawsze zaczynam od nowa... i wiecie co jeszcze uwielbiam te owady co świecą na zielono w nocy, jakby świetliki, ale większe i nie świetliki:)
I ja po prostu nie wiem, ja po prostu nie mam pojęcia.. Jestem tutaj i wszystko jest tak jak powinno być, tylko nie wiem co mogę wam napisać... szukam jakiejś historii. Ale historii tutaj tak wiele i tak pod dostatkiem, ze nie wiem... I jak mam powiedzieć, to naprawdę nie wiem...
Wczoraj byla niedziela. Bylam starsznie zmęczoona , bo przetańczyłam caluteńkaąnoc, jak to sie mowi hasta la madrugada, ale bylo bosko. Wiec wstalam i myslalam, ze jest 8 rano, a byla 11. Ale to nic , bo byla niedziela ,a i tak wszystkie poranki mam wolne. Wiec poszlam do domu Kathryn i trafilam na obaid, byla swinia pieczona(którą lubiłąm do tego momentu, bo kto lubi małego prosiaka jeść co ma włosy, ble), co lubie znacznie bardziej niz pataske(sposob przyrzadzenia: glowe krowy gotowac dopoty nie odpadnie od kosci cale mieso wraz z oczami i jezykiem i smacznego ogolnie), a potem podczas siesty znalazlam miliony mrowek , rodem z marqueza....
no i tam nigdy nie mogłam być nawet przez minutę samotna.... to dlatego...

jak to..

Jak to jest , że to już pół roku. Pół roku jakby niebytu. Nie wiedziałam jakie są dni, kiedy upływają noce. Śmiałam się dużo, bo tęskniłam i potrzebowałam tu wrócić... ale teraz. Teraz jestem gotowa i wiem , że tutaj to nie jest to miejsce, to moje miejsce. Jasne kocham Was , czasem za bardzo, ale chcę się rozwijać i piąć do góry.
Czasem idę , albo leżę, albo biegnę i wtedy jestem tam. Jestem w moim Santiago . Widzę to wszystko, dotykam ich . Wracam tam, prawdopodobnie w kwietniu na jakieś 2 tygodnie. A potem... a potem może na zawsze. Trzeba zdobywać się na odwagę. Ja mimo tego, że boję się absolutnie wszystkiego łącznie z samochodami zdobywam się na tę odwagę codziennie .. Tak jak zdobyłam się na mój wyjazd.
Mimo , że wiem , że nie ma powrotu do tego samego miejsca i czasu. Doświadczyłam tego po powrocie tutaj. Niby nic się nie zmieniło, wszystko jest ok, oddychaj. Ale tak nie jest... Więc trzeba przestać gonić za przeszłością, wstać z łóżka, otworzyć oczy, nauczyć się oddychać i być po prostu szczęśliwym . Tak jak ja, powoli to odzyskuję.

Tylko w głowie zostają mi moje pożegnania z Boliwią. Ostatnie spojrzenia na Santiago. Moja Dinora patrząca na mnie smutno , w białej koszuli nocnej , stojąca przed convento. I Ci wszyscy , których kocham i będę kochać, są tam, albo już wyjechali... i Magdalena , która na pewno na mnie czeka z sopa de mani , i Kathryn , która znowu chciałaby mi opowiedzieć całe swoje życie , uratować wszystkich, a na końcu mnie. I nawet ta wredna Filo, która wiem, że za mną tęskni. I Pancho Pollo z Verą, którzy budują swój hotel , bym mogła tam wrócić. I Rachel , która jest mi chyba najbliższą osobą na świecie. I Juan Pablo, który pierwszy starał się mnie tam zrozumieć.... i wszyscy oni , których kocham....dlatego wiem , że tam wrócę, nawet jeżeli miałaby być to minuta...

środa, 19 września 2012

Wiecej niz polroku, niespodziewanie,  bo sie nie spodziewalam... A teraz ciagle mysle, troche mnie to przesladuje , ze zaraz wracam. Tylko jak... Podjelam ta decyzje, jakis okolo rok temu. Powiedzenie tak, gdy tylko o tym uslyszalam zajelo mi mniej niz jakies 10 sekund. i zaczynasz widziec, ze te decyzje, najwazniejsze z reguly w Twoim zyciu, pozornie trudne i zatrwazajace, podejmujemy w mniej niz to 10 sekund... A w sumie co mozesz zrobic jeszcze w te 10 sekund, mozesz zjesc, pomyslec, powiedziec, podejsc, podbiec..Ale zastanawia mnie, ze praktycznie zadna z tych rzeczy nie zmieni tak Twojego zycia, jak ta decyzja....Mnie zmienila...
Wyjechalam, plakalam `pierwszy miesiac i chcialam zaraz wrocic... A teraz ,jasne to ciagle jestem ja, ta walnieta, nienormalna. Tylko , ze wyjechalam ja studentka,i wroce tez jako studentka , bo wracam na uczelnie. Tylko bogatsza, znacznie bogatsza i gdzie tam pieniadze... nie pieniadze, ale to wszystko, co tu poznaje, poznalam. I to, ze przeskoczylam granice , ktore sobie wiecznie stawialam. Granice niewiary...niewiary we mnie i to bylo to, co mnie blokowalo... Ta niewiara dawala mi wierzyc , ze jestem niczym, jednostka niezdolna do dokonania czegokolwiek...I mowie po hiszpansku...
Wlasnie weszlismy , zakradlismy sie w ta epoke, ktora moe byc najbardziej doskwierajaca ze wszystkich....Epoke upalu, ktory sprawia, ze pot jest dokladnie w kazdym zakatku Twojego ciala, lacznie z rzesami, brwiami i paznokciami.... Plona lasy, co mnie bardzo przeraza, wylaczaja Ci wode na jakies 7 minimalnie godzin dziennie... Wiec pot jest jeszcze bardziej wszedzie, a Ty nie chcesz robic nic innego tylko pic mate(cudowne), lezec w lozku(ktore potem jest mokre, przez pot), lub spac, co jest praktycznie niemozliwe przy tym upale... I jak mozesz myslec, jak Twoje cialo nawet nie chce chodzic:)
W niedziele wrocilismy kompletnie wyczerpani z Corumba.... I co Cie tak wyczerpalo zapytacie pewnie????
I mysleliscie, ze kiedykolwiek bylo Wam goraco w polskie chlodne lato.... Odpowiadam: NIE.....
Wiec niemozliwe jest to przekroczenie granicy z Brazylia, gdzie wszystko zmienia sie o jakies.. 100 procent. wierzcie mi.. Ladnie, czysto, uporzadkowanie, sliczne kolorowe domki, inna architektura .. I wiecie , inny klimat...
Narzekam na goraco w Boliwii, w Santiago, a to jest nic .... I dodajcie jeszcze komary, ktore obsiadaja Cie w mniej niz 3 sekundy, kiedy w nocy wyjdziesz na zewnatrz, bo jako bialaska w ciemnosciach komary widza mnie lepiej, jestem dla nich jak swietlista luna swiatla...
No i to goraco, w ktorym mielismy po 2, 3 czasem nawet 4 koncerty dziennie, czesto na ´swiezym(wzglednie) powietrzu.....Zabily Nas!!!!!
Zabily mnie, matko nigdy nie musialam byc bardziej odpowiedzialna... Obiecuje... i nigdy nie musialam bardziej rozumiec portugalskiego, ktorym toz jezykiem nie wladam kompletnie...
Wiec prawie umarlam.. Odbior koncertow mielismy doskonaly. Zaoferowali prace na przyszly rok, ale niestety musialam odmowic... Tylko zmeczylo mnie to jako mnie, odpowiedzialnosc przygniotla... A dzieciaki byly strasznie, niewyobrazalnie straszne, i krzyczaly na mnie ciagle... A to ja bylam to najbardziej umeirajaca z goraca( no , ale dobra rzecza bylo to pyszne, brazylijskie pìwo, ktore doskonale ugasilo nawet najgorsze pragnienie):)
No i sie zalamalam potem oczywiscie na maxa, nie chcialam wracac do szkoly. W sumie , az do wczoraj....
BO WYGRALISMY TEN KONKURS , TAK CIESZE SIE I BEDE, BO TO JEST JEDNA Z TYCH NAJLEPSZYCH SPARW MOJEGO ZYCIA.......
Bo duzo sie pozmienialo...
I wtedy to. Telefon i nieprzerwany krzyk radosci , dreznie rak, bieganie od domu do domu, od szoly do szkoly, spiewanie hymnu polskiego i gaude mater tez. I ta neiokielznana zwariowana radosc na maxa... I nie chodzi o pieniadze... Znowu to powiem, ale chodzi o mnie, ze wszystko juz rozumiem. Ze mam to... Tylko wtedy mnie to dopadlo, brak Was, ze nie moglam dzielic z Wami w pierwszej chwili, ze podzielilam sie ze wsyztskimi, nawet z tymi, ktorymi nie znalam i nie moglam z Wami, to mi zrobilo przykrosc, taka, ze nie moglam spac cala noc podrozujac do Sta Cruz z Santiago po to, by dzis rano odebrac nagrode...
I w sumie nadal w to nie wierze, ze dalam ta rade... Bo byli super , moje dzieci , byly niesamowite.
Tylko potrzebuje wakacji, takich wiecie, bez uczenia... Wy je juz konczycie, a ja nawet nie zaczelam. Ale nie narzekam i nawet nie chce mi sie nigdzie podrozowac z mojego domu w Sntiago...Bo picie mate , udawanie, ze mnie nie ma w domu, chociaz wszyscy i tak wiedza , ze jestem... A czasem udawanie , ze nie istnieje i uciekanie przed rodzicami dzieci, to jest wlasnie to...
No i w Corumba przystojny brazylijczyk uczyl mnie tanczyc, bo brasilleros sa naprawde przystojni...
A teraz ide spac, bo chyba zapomnialam o spaniu ostatnio...
I wraca rano swietowac do Santiago:)
Chau(czyli ciao)

piątek, 24 sierpnia 2012

Z oczywistosci o sobie tylko dwoch jestem pewna. Tego , ze mam niebieskie oczy, ktore zmieniaja swoj kolor w zaleznosci co na siebie wloze, i tego , ze jestem kobieta. I wlasnie ta kobiecosc, cos tak oczywistego czasem mnie przerasta... Nie mialam pojecia, ze tak zwany zespol napiecia, moze wyzwolic z Ciebie taka wiedzme!!!! Wierzcie mi , nie chcielibyscie byc przeze mnie uczeni , w taki dzien. Problem polega na tym, ze mozna zapanowac nad emocjami, ale nad hormonami?? Zapomnij.... no , ale sie staram... Tylko mi czasem nie wychodzi, szczegolnie gdy pracuje z szczegolnie opornymi na wszystko dzieciakami, ktore mysla , ze wiedza wszystko najlepiej na swiecie...Strasznie mnie to wkurza, ale ucze sie swojej cierpliwosci
No, ale co u mnie?? Raczej bosko, chociaz pracy wiecej niz zwykle, wszyscy cos chca, cos podpisuj, zalatwiaj, chodz na jakies zebrania i udawaj, ze Cie to interesuje... A ja chcialabym sobie popodrozowac 2 minuty, i poznac ten super dziwny kraj:)
Ale to w sumie nie bylo to co u mnie... Jestem na skraju wyczerpania kaszlem, ktory zabija mnie od miesiaca i jestem w trakcie terpaii mrowkowej na alergie, to znaczy, ze codziennie robie sobie sama zastrzyk, no i tak malutka igielka nie boli, ale to co wewnatrz piecze jak jasna cholera, ale jestem dzielna...No i pomimo wyczerpania i tego, ze juz powoli nie mowie(choroba nauczycielska) w przyszly czwartek wyjezdzamy na Festival de Temporada, no i jestesmy troche w dalekim polu.. Wszystko byloby okej, gdyby nie to, ze 1- szego wrzesnia w Santa Ana mamy nagranie konkursowe... Tak konkursowe... I to sprawia: ZE STRASZNIE DENERWUJE SIE JAK CHOLERA!!!!!!A DZIECIAKI IM BARDZIEJ SIE DENERWUJE TYM BARDZIEJ SA NIEZNOSNE... i wcale nie pomagaja....Ale dam rade, zobaczycie, nie wygramy, ale postep jest zatrwazajacy...
I wiecie co ostatnio nie bylo pradu... Wylaczyli go o jakiejs 19, a wlaczyli po jakis 2 h i to bylo absolutnie boskie(oprocz tego, ze 7 letnie dzieciaki wzniecily ogien na boisku, i nikt oprocz mnie nie zareagowal... ogien na boisku!!!!), wyobrazcie sobie brak swiatla , na takim krancu swiata. Zupelna ciemnosc, wszechogarniajaca, i wtedy to niebo jest jeszcze bardziej przytlaczajace swoja pieknoscia, widac(jezeli masz super wzrok) kazda  gwiazde. I to jest boskie, i w takiej chwili przemija mi zlosc, i smiejac sie i zabijajac prawie o kazdy kamien idziemy na Plaza , by pic sode. I jest strasznie smiesznie...I czasem siedzimy tak wymyslajac cholerne glupoty, opowiadajac kawaly do poznych godzin nocnych, tak wlasnie to wyglada. To jest Boliwia, moja Boliwia strasznie mnie wkurza tu wiele spraw, nienawidze byc wiedzma, i to, ze jestem najmlodszym nauczycielem, a musze byc najbardziej odpowiedzialnym i nikt niczego za mnie nie zrobi..
A co do rzeczy super, to ostatnio jezdzilam konno!!!!!! Oj tak, i co myslicie , ze to jest takie latwe bez siodla?? Nie jest, poobijalam sie troche, bo step to dla mnie zbyt wolno i zbyt nudno. Pojechalam z chlopakami lapac konie, tzn. ja nie lapalam, bo lasso to jeszcze dla mnie zbyt harda szkola jazdy, ale czekajcie, jeszcze mnie zobaczycie z lasso i bedziecie zazdrosni...
No i inna ostatnia juz sprawa.... Nie znosze tych prawdziwych cowboys!!!Madre Mia!!! Ten typ 'prawdziwego macho' , ktory mysli, ze o jego meskosci decyduje ilosc kobiet, z ktorymi byl w swoim zyciu. Chodzi w tym przekletym kapeluszu , ocieka potem , smierdzi koniem, z reguly nie uzywa koszulki jako czesci odzienia... ma te super spodnie do jazdy na koniu i buty z tym co nie wiem jak sie nazywa, posluguje sie lasso lepiej niz na filmach, jezdzi na koniu z predkoscia swiatla, przez ten kolor skory ma bardzo biale zeby , i boski usmiech... No i lubisz tych ludzi, no i wszystkie sie w nich kochamy, bo sa kompletnie mescy , jak z filmow, i bardzo silni...Maja tez te ogromne , ogromniaste lapska, i przedramiona, jakich w zyciu nie widzialam, a Pudzian wysiada, no i sam fakt, ze zarabiaja na zycie w taki sposob... pojedynczo sa super... Ale , gdy zbiora sie w grupe, to chron Nas Panie!!! Potrafia w 4 wypic 7 butelek whisky w jedna noc, a co najgorsze jezdza na koniach siejac postrach, umawiaja sie z matkami swoich dziewczyn...
A wiecie co jest najgorsze.......
CALA WIOSKA ZAWSZE O WSZYSTKIM WIE!!!
Wiec , nawet jak zachowujesz pozory, to i tak wiedza:)
Dziwne, ze mnie jeszcze lubia i akceptuja, nie jestem bardzo niegrzeczna, ale na pewno nie jestem uosobieniem misjonarki katolickiej:)
Buziaki moi Mili do zobaczenia juz wkrotce:)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Uwielbiam to , ze czuje , ze zyje. To wszystko tu nie zawsze jest latwe i kolorowe, czasem jest najtrudniejsze na swiecie, ale jestem tu i uwielbiam to uczucie bycia tutaj, ze czuje sie jak w domu. Gdy podrozuje przez droge do Kathryn, gdy biegam jak szalona za krowami, gdy czyszcze obore, gdy dre sie w nieboglosy , gdy ide spedzic z przyjaciolmi Camba kolejna , dluga noc na placu, gdy idziemy zrobic serenate i spadaja te piekne gwiazdy , a ksiezyc swieci tak mocno, ze mimo pozniej pory wcale nie jest ciemno. Tylko czasem zastanawiam sie dlaczego nie moglam tego poczuc z Wami? Tylko musialam wyjechac , az tutaj , na koniec swiata. Musialam zastesknic, by poczuc sie wdzieczna, ze Was mam bez wzgledu na wszystko... i co z tego , ze nie piszecie? Rozumiem to, wierzcie mi... lepiej niz moze Wam sie wydawac.Budujemy sobie zycia, budujemy sobie swiaty. Ja po tych 5 miesiacach zbudowalam od podstaw swoj, w kompletnie nieznanym, ktore teraz absolutnie kocham. I to nie jest tak, ze za Wami nie tesknie, albo o Was nie mysle. Wystaczy podmuch wiatru, zapach, piosenka, zebyscie wracali. Wystarczy, ze zamykam oczy, by Was zobaczyc. Tylko czase bije sie z myslami, ze soba, gdy tylko pomysle o powrtocie. Z jednej strony niczego bardziej nie pragne, zeby znowu Was zobaczyc, a z drugiej to znowu zlamie mi serce... bo uwielbiam jak mowia na mnie Asita...

W ogole jest po Fiesta del Pueblo... No i zareczam Wam, to bylo ponad tygodniowe, absolutne PARTY HARD... Nadszedl czas by objasnic Wam ABUELOS... W tlumaczeniu na polski znacyz to dziadki.. ale o co chodzi??? Dokladnie jak zwykle nie mam pojecia. Jest to bardzo stara tradycja z poczatkow miasta
(taaaaaa) , ktore ma 258 lat. Gdy Jezuici przybyli do Santiago, nie wszyscy chcieli poddac sie wierze katolickiej. Tzn. poddali sie  z przymusu oczywiscie, ale by sprzeciwic sie w jakis nieraniacy kosciol sposob przebierali sie w maski( symbolizuje to , ze nie sa w kosciele naprawde, rozumiecie symbol maski mam nadzieje??) , takie grzechotki na kolanach , chusty na glowach i tanczyli de la madrugada ( o swicie), przy towarzyszacym im rytmie bebnow, by obwiescic mieszkancom fieste... Czyli jakies 2 tygodnie przed fiesta, nie za bardzo moglam spac, gdyz codziennie o 4, moje chlopaki tanczyli abuelos. Wiec sobie nie pospalam...No i to bylo niesamowicie zabawne, sposob w jaki tancza i te rytmy bebnow , ma w sobie ten rodzaj boliwijskiej magiii... no i w koncu nadszedl dzien fiesty... no i to bylo picie od rana do wieczora... Moglabym sie dzieki nim czuc najkochansza osoba na swiecie, gdyz mialam dziennie jakies 5 propozycji malzenstwa, od ludzi w kazdym wieku.. W ogole dla tych ludzi, nie ma roznicy, czy zaczynaja pic o 8 rano, czy o 8 wieczorem... i czy czysty alkohol 96 procent, czy piwo...Tak to tu jest, taka kultura, a praca wre. Jest sporo klopotow, dosyc powaznych, o ktorych nie chce tu pisac, ale moge powiedziec, ze w pewnym momencie zabili mi dusze , ale ja odbudowuje, odbudowuje siebie i daje rade i pracuje bardziej niz zwykle znowu, bo zbliza sie wycieczka do Corumba w Brazylii, a w ogole to w promocji telefonow wygralam komorke, bo tanczylam i jestem gringa... i buziaki

środa, 11 lipca 2012

Wiec co mozecie spytac? Wiec Wam powiem... Pojechalam sobie i aktualnie od niedzieli jestem w Santa Cruz, poprzedni tydzien byl absolutnie ciezki, mozna powiedziec ,ze warsztatowy proby od rana do wieczora, ale maja to moje dzieciaki ... sa boskie:) ale zawsze moga zapomniec przez to, ze siedze sobie tu w santa cruz.. no , ale jak wiecie nie doczekalam sie jeszcze parwdziwych wakacji i przywiodly mnie tu bardziej interesy i dentysta niz chec rozrywki... ktora jak zwykle moge sobie zapewnic...
Wiec w poniedzialek pierwszy dzien naszego pobytu to z rachel postanowilysmy zarobic pieniadze na Plaza 24 de septiembre .... Spiewajac, jakby ktos chcial pomyslec cos innego. Wiec spotkalysmy jeszcze 3 inne osoby i postanowilismy wziac sie do roboty... no ,ale trzeba bylo wymyslic kartke, z zabawnym napisem , by zwabic klientele... wiec wymyslilysmy : Zbieramy pieniadze na powrot naszej profe do Polski.. i okej... tylko nie mialysmy gitary, wiec wystep nie byl czesto zauwazalny... ale to nic , bylo smiesznie, bylo zabawa.... i wtedy zrozumialam definicje ´polaczka´... spiewalam piosenke po polsku i podszedl do mnie ow´polaczek´mowiac zcesc , jestem z polski... Bylam tak zdziwiona , ze ciezko bylo mi sklecic ladne zdanie po polsku i mowie mu , ze jestem troche zakrecona tymi jezykami i czasem wszystko mi sie myli, a on na to , ze siedzi tu 3 lata i nie zapomina ani na chwile.. Probowal mnie podrywac na polaczka, mowiac jak to sie stesknil za ta slowianska uroda i bla bla bla... spytalam go , czy mowi po hiszpaansku,c zy angielsku.. powiedzial , ze nie ma czasu sie uczyc, na co ja odpowiedzialam okej... I zaczynalo sie robic dziwnie i wtedy dal jakies 50 pesos jakiejs beidnej kobiecie i powiedzial , ze ma pieniadze, wiec jak bedzie chcial to ona moze dla niego nawet zatanczyc.... Matko, nawet nie wiecie jak mi sie zrobilo przykro... spotkac kogos , po takim czasie, a okazuje sie kompletnym frajerem... no bylo mi przykro... Ale a ´propos polski, ostatnio zawirtal do santiago Andre, ktory jest brazylijczykiem z rosyjsskim ojcem i polskim nazwiskiem i byl w polsce... to jest takie mile jak mozna cos takiego zobaczyc...
A dokanczajac wieczor spiewania na plaza zarobilysmy 40 pesos, ktore wydalismy na hot dogi i sode, a ponad to bylam takze w boliwijskiej telewizji ulicznej i spiewalam piosenki po polsku, wiec mozna rzecz , ze jestem nawet nawet slawna...No i spotkalam Slowakow, urocza pare autostopowiczow, ktora je smieci . Wiecie ta moda na : SUPERSHOPPING!  I wyobrazcie sobie, ze dziewczyna tego chlopaka zlapala na stop lodz do ameryki poludniowej... nie zartuje.. ludzie sa magiczni
no i naprawde ogromna radosc sparwia mi tlumaczenie kawalow na jezyk boliwijski, to jest czad...
I wiecie co jeszcze.... jakis czas bardzod awny temu pozyczylam Cortazara ´gre w klasy´. Tu przeczytalam ja powtornie... Po tym jak rok temu bylam stopem w Paryzu, a teraz jestem w Ameryce Poludniowej... i rozumem co to znacyz pic mate... jak sie robi mate, albo mate ze sprite... rozumiem pojecie siesty i tego jak wszystko zamiera. To jest zupelnie inna glebia... To jest zapach papierosow, poludniowoamerykanskiej pryczy, zimnej mate , gdy jest okropnie goraco i musisz brac prysznic co 2 minuty... To jest wlasnie to. To jest wlasnie to miejsce , i ta ksiazka , ktora tak doskonale dociera do mojej duszy.... To byly po poludnia, kiedy bylo jeszcze cieplo... Teraz umieram, jestem tak zwana resfriada, czyli fatalnie przeziebiona.. cale swoje oszczednosci wydaje na chusteczki higieniczne....
Ale uwielbiam tez ta pogode troche dlatego, ze przypomina mi nasz polski listopad .. i dzieku temu czuje sie jak w domu.. mimo, ze tesknie bardziej... czuje , ze tu jestescie... Macie czasem tak , ze nawiedzaja Was wspomnienia, lapia Was ... ja tak mam ciagle ide i je lapie i je mam i czasem nie moge uwierzyc, ze to wszystko przezylam... i te sny, przez ktore nie chce sie budzic, bo w koncu moge z Wami porozmawiac... oj tak... tak tu jest... a wy sie trzymajcie:) A ja tez bede , bo die zaraz do dentysty:)!!!

czwartek, 28 czerwca 2012

Czy to doroslosc, gdy chcialbys zostac te 2 minuty dluzej , zaglebic sens zycia, a musisz isc do pracy?
Czy to doroslosc, gdy musisz pohamowywac ten wewnetrzny niepohamowany smiech. I zachowywac te wszystkie emocje kompletnie w srodku(co jest trudne, gdy jest sie mna i cierpi sie raczej z nademocji. niz niedoemocji). Dostosowujesz sie jednak i nawet nie zauwazasz ile rzeczy zostawiasz za soba i ile Cie omija... DOROSLOSC POCHLANIA....!!!!
Mnie zaczyna, ale staram sie nie poddawac jej calkowicie, walcze. Wciaz nie moge wyobrazic sobie siebie przybierajacej nienaganny uniform, nakladajacej maske swietego spokoju, nieunoszonego glosu i stawania na glowie, by wszystko bylo idealne i by wszyscy sie usmiechali, nawet gdy nikomu nie jest do smiechu..
I moje mysli.. duzo tu mysle, tylko czasem one kompletnie mnie omijaja, ida swoja sciezka, a mnie zostawiaja z glowa pusta i, gdy zapytasz o czym mysle, to naprawde nie mam pojecia. A czasem mnie wszechogarniaja jak sur, zjadaja zywcem i wtedy nikt nie jest w stanie wyrwac mnie z mojego swiata. Ze swiata spod koldry, kiedy sobie wyobrazam, ze gdy spod niej wyjde, znajde sie w Waszym swiecie. Ale sie nie znajduje, wiec stawiam czola, twarzy, ciala mojej codziennosci. Tak to wlasnie jest. I jest tu teraz piekna pogoda... Nazwalabym to `podgoda majowa`, kiedy nie jest cieplo, ani zimno , tylko doskonale. A jak jest Ci za goraco to wieje ten cudowny orzezwiajacy wiatr. Wiec mam wrazenie, ze stanie sie cos dobrego . I staram sie w to wierzyc, bo poki co jestem troche wykonczona.. a nawet troche bardzo, ale dzieciaki zaczynaja wakacje, 2 tygodniowe ferie, wiec moge liczyc na 5 dni swietego spokoju, zaraz po tym jak bede harowac jakies 10 godzin dziennie, by nadgonic material:)
ALe jestem dumna z mojego choru... Kurcze dla Nas `ave verum corpus`to cos na jedna probe, jestesmy przyzwyczajeni... A dla nich, dla choru gdzie najstarsi maja 15 lat, to jest utwor na miare schoenberga... wierzcie mi i zwazcie na to, ze najtrudniejsze rzeczy jakie spiewali , byly to trzyglosowe proste chiquitano utwory...Wiec mozna rzec , ze dokonalam polcudu... oj tak. jest radosc... Ale pedze dalej , bo jak zwykle tysiac spraw do pozalatwiania w 20 minut!! Trzymajcie sie:)
PS: nie mam juz wszy:)